a Ty nie rozumiesz, ze jeśłi facet, będąc z Tobą, był w stanie zakochać się w innej to znaczy, ze przestał Cie kochać? gdy facet odszedł uczciwie, ale się chce wrócić mogłabymFilmHope Gap20191 godz. 40 min. {"id":"838081","linkUrl":"/film/Co+przyniesie+jutro-2019-838081","alt":"Co przyniesie jutro","imgUrl":" próbuje ułożyć swoje życie na nowo, po tym gdy jej mąż odszedł do innej kobiety. Więcej Mniej {"tv":"/film/Co+przyniesie+jutro-2019-838081/tv","cinema":"/film/Co+przyniesie+jutro-2019-838081/showtimes/_cityName_"} {"linkA":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeA","linkB":"#unkown-link--stayAtHomePage--?ref=promo_stayAtHomeB"} To nie jest kolejny film o tym, że życie zaczyna się po rozstaniu, a przed nami tylko najlepsze chwile. I że wystarczy zapisać się na kurs tańca, żeby wszystko wróciło do normy. To szczery, intymny, poruszający i pełen emocji portret kobiety, która próbuje ułożyć swoje życie na nowo, po tym, jak rozsypało się na tysiące kawałków, gdy jej mąż odszedł do innej do filmu nakręcono w Seaford, Leeds i Doncaster (Anglia, Wielka Brytania). Mamy wyparcie, gdy Grace zaprzecza realności sytuacji, wierząc że Edward na pewno wróci, przykleja wszędzie karteczki z wyznaniem (jakże spóźnionym): "kocham cię". Mamy gniew, potem etap "spróbujmy jeszcze raz", gdy odwiedza Edwarda u nowej partnerki. Potem przychodzi ... więcej Uwaga Spoiler! Ten temat może zawierać treści zdradzające fabułę. Kameralna historia o rozpadzie małżeństwa i powolnym "wygaszaniu" związku. Popis trójki znakomitych aktorów, dużo życiowej prawdy, którą znają osoby z podobnymi doświadczeniami. Jeden z najlepszych filmów, jakie ostatnio widziałem. aTQ
Dziś odszedł od nas wspaniały facet i marzyciel Mateusz Łazowski. Wyszedł przez bramę w miejsce, w którym zawsze chciał być, gdzie czuł się wolny. Wolny od ludzkich przywar, od społecznego więzienia.Moja przyjaciółka zawsze miała niezbyt ciepłe relacje ze swoją teściową. Zaczęło się od tego, że kobieta była przeciwna małżeństwu Natalki i Wojtka. Poinformowali ją, że zamierzają się pobrać, ale nie otrzymali jej błogosławieństwa ani zgody. Dlatego ślub i wesele musieli sfinansować sami. Nie można powiedzieć, że pani Danuta jest złą osobą, po prostu jest raczej chłodna. Przez te wszystkie lata kobieta po prostu ignorowała swoją synową. Nie była dla niej szczególnie miła, ale przynajmniej nic nie wymyślała, nie knuła i nie się nie wtrącała. Jej syn był w dobrych rękach. Pani Danuta musiała to zauważyć. I bardzo kochała swoje wnuki. Miała ich dwójkę. Natalia urodziła syna Dominika, a rok później córeczkę Kaję. Dzieci były bardzo dobrze wychowane i wprost uwielbiały babcię Danusię. Ale czas mijał, a relacje w małżeństwie nie były już takie ciepłe i ufne. Zaczęły się ciągłe kłótnie i późne powroty z pracy. Czasami Wojtek nie wracał do domu na noc. Awantury zdarzały się jeszcze częściej. To trwało jakieś sześć miesięcy. Wtedy Wojtek powiedział, że nie może i nie chce tak już żyć. Dlatego zdecydował, że opuszcza rodzinę. Dla mojej przyjaciółki to było wtedy bardzo trudne. Nie mogła zrozumieć, jak i dlaczego do tego doszło. Mąż zostawił ją w ich wspólnym mieszkaniu, spakował się i wyszedł. Na tyle chociaż zachował się honorowo, że nie wyrzucił dzieci na ulicę. Przez to nie było jednak dużo łatwiej. A ciągłe pytania dzieci jeszcze bardziej przygnębiały Natalię. Nie mogła już tego znieść. Jeszcze bardziej zszokowała ją wiadomość, że odszedł do starszej o 3 lata kobiety z trójką dzieci. Oczywiście nie miał pieniędzy na mieszkanie. Całą swoją nową rodzinę sprowadził do mieszkania matki. Pani Danuta była w szoku. Dopiero teraz trochę złagodniała w stosunku do Natalii. Na początku była wyrozumiała wobec syna i próbowała pokojowo rozwiązać konflikt. Bardzo współczuła Natalii, a nawet zaczęła częściej ją odwiedzać, żeby jakoś pomóc swojej byłej synowej. Natalia poszła do pracy. Dzieci trzeba było dopilnować, pomóc w odrabianiu lekcji i nakarmić. Pani Danuta robiła to wszystko z przyjemnością, nie żądając niczego w zamian. Ale potem zmęczyła ją bezczelność jej syna. Kobieta postanowiła podjąć radykalne działania. Kazała synowi wyprowadzić się do starego mieszkania, a Natalię z dziećmi zabrała do siebie. Dobrze się ze sobą dogadywały i niczego im nie brakowało. Pani Danuta nie utrzymywała kontaktu z synem. Natalia też. Minął rok i nagle pewnego wieczoru Wojtek stanął w ich drzwiach. Okazało się, że związek z tamtą kobietą się rozpadł, nie odpowiadało jej to, ile Wojtek zarabiał. Mężczyzna zorientował się, że jest wykorzystywany, więc postanowił wrócić do Natalki. Przeprosił i prosił o wybaczenie, a pani Danuta w to nie ingerowała. Była gotowa poprzeć każdą decyzję swojej byłej synowej. O dziwo, Natalia mu wybaczyła. Teraz wszyscy są szczęśliwi i wszystko jest między nimi dobrze. Są szczęśliwą rodziną.
fot. Adobe Stock, fizkes Gdy wszystko było w porządku i właściwie nie była nam potrzebna, moja teściowa bywała u nas codziennie. Ale gdy zostałam sama z dziećmi, i naprawdę potrzebowałam jej pomocy, zniknęła. Nigdy nie zrozumiem tej kobiety! – Zostaniesz dziś dłużej? – szefowa zwykle czekała do 16, żeby zadać to pytanie. Wiedziała, że muszę odebrać dzieci z przedszkola, a jednak naciskała, bym została po godzinach. – Wiesz, że nie mogę – za każdym razem mówiłam coraz ciszej. Nie mogłam stracić tej pracy i nie mogłam zostawić dzieci na łasce losu. Kwadratura koła. Marek odszedł pół roku temu do swojej pierwszej miłości. Co za romantyczna sytuacja Zrozumiał, że tylko ONA się liczy, nasze małżeństwo było pomyłką, tak samo zapewne, jak sprowadzenie na świat Oleńki i Kacpra. Jednocześnie opuściła mnie mama, a właściwie teściowa. Tego już nie mogłam zrozumieć. Obraziła się na mnie, bo rozwiodłam się z jej synem. Na jego żądanie. W jej oczach to ja byłam winna. Bo trzeba było przeczekać zdradę, zrozumieć, a nade wszystko nadal opiekować się jej synusiem. – Kto teraz o niego zadba? – spytała mnie dramatycznie, kiedy widziałyśmy się ostatni raz. Tylko o to jej chodziło? O ciepłe obiady i czyste skarpetki dla Marka? Widziała we mnie swoją następczynię, opiekunkę jej syna. A wydawało mi się, że jest inaczej. Teściowa, mama – jak nauczyłam się ją nazywać, przepadała za wnukami. Spędzała z nimi mnóstwo czasu, pomagała mi w opiece nad dziećmi, chociaż nie musiała. Jeszcze wtedy nie pracowałam, poświęciłam się wychowaniu dzieci, spokojna o nasz los. Marek dobrze zarabiał, żyliśmy skromnie, ale niczego nam nie brakowało. Do głowy mi nie przychodziło, że mogę z dnia na dzień stanąć na krawędzi przepaści finansowej, pozbawiona opieki męża i pomocy teściowej. Nie miałam niczego Ani oszczędności, ani dobrego zawodu, ani bliskich. Ojciec od dawna miał nową rodzinę, a mama nie żyła. Kiedy wychodziłam za mąż za Marka, byłam szczęśliwa. Myślałam, że stworzymy razem bezpieczną przystań dla nas i naszych dzieci. Będziemy się kochać i wspierać. Takie tam mrzonki. Dziś widzę, jak bardzo byłam naiwna i nie przygotowana do walki o przetrwanie. Po rozwodzie dostałam śmieszne alimenty, musiałam zacząć zarabiać. Najpierw zapisałam dzieci do przedszkola. – Kiedy przyjdzie babcia? – marudziła Oleńka przyzwyczajona do codziennych pobytów teściowej w naszym domu. – Nie pójdę do przedszkola, ono jest głupie – wspierał siostrę Kacper. Dzieci, tak jak ja, nie rozumiały, dlaczego opuściła je kochająca opiekunka. Była przy nich, kiedy mogłam się obejść bez jej pomocy. Zniknęła, kiedy była naprawdę potrzebna. – Mamo, proszę… – telefonowałam do niej, połykając łzy. – Zrób to dla wnuków, nie dla mnie. Trzeba je odebrać z przedszkola i posiedzieć z nimi godzinę lub dwie, dopóki nie wrócę. Oleńka znowu ma katar, dobrze byłoby, gdyby mogła zostać w domu... – Co z ciebie za matka, że chore dziecko do przedszkola puszczasz – usłyszałam. – A mam wyjście? Przecież wiesz, jaka jest sytuacja. – Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz – stwierdziła głosem zimnym jak lód. – Trzeba było nie rozwodzić się z Markiem. Najbardziej ją bolało, że synek musiał się wyprowadzić. Mieszkanie na szczęście było moje, po babci, bo inaczej nie wiem, gdzie podziałabym się z dziećmi. Teściowa jednak uważała, że pozbawiłam jej syneczka dachu nad głową. Nie wiem, co ona sobie wyobrażała, że stworzymy trójkąt z jego nową narzeczoną? Obwiniała mnie o zmarnowanie życia Markowi Nie miałam siły z nią dyskutować, musiałam zająć się swoimi sprawami. Mama Marka zaczęła do nas przyjeżdżać, kiedy przyszła na świat Oleńka. Dosłownie zakochała się w małej. Twierdziła, że jest kubek w kubek podobna do ojca, kiedy był w jej wieku. Najpierw odnosiłam się do jej codziennych wizyt nieufnie. Wielogodzinne najazdy teściowej nie należą do przyjemności, ale nic nie mówiłam. Myślałam, że się znudzi, zmęczy i zostawi nas w spokoju. A raczej mnie, bo Marek podczas jej wizyt był w pracy. Wyglądało na to, że teściowa miło spędza ze mną czas. W domu się nudziła, a tu tyle się działo! Chodziłyśmy na spacery, teściowa poznała inne młode matki, moje koleżanki „z piaskownicy”. Jej życie zrobiło się ciekawe, nabrało rumieńców. Po całym dniu spędzonym w ruchu, kontakcie z młodymi i na pogaduszkach, babcia moich dzieci lepiej się czuła. W kąt poszły prawdziwe czy urojone dolegliwości i depresja, na którą podobno cierpiała po śmierci męża. Dziwiło mnie, że kończyła wizytę, wraz z powrotem Marka do domu. – Nie będę wam przeszkadzała – mówiła i zbierała się do wyjścia. Miałam wrażenie, że nie zależy jej na kontakcie z ukochanym synem. Po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do jej codziennych pobytów w naszym domu, nawet się z nią zaprzyjaźniłam, a w każdym razie tak mi się wydawało. Jej obecność przestała mi przeszkadzać, zaczęłam doceniać fakt, że mogę spokojnie zająć się obiadem, czy wyskoczyć do sklepu, podczas gdy dzieci bawią się z babcią. Zaczęło mi się wydawać, że jej na mnie zależy. Jak na córce. Wstydzę się swojej głupoty, ale to prawda. Zaprzyjaźniłam się z nią i polubiłam. Mówiłam do niej „mamo”. A ona zerwała ze mną, tak jak jej syn. Od biedy zrozumiałabym wyssane z palca pretensje, które kierowała pod moim adresem. Ale co zawinili jej Kacper i Oleńka? Podobno tak ich kochała! Świata poza nimi nie widziała, musiała ich codziennie widywać. I co, przeszło jej? W akcie solidarności z synem odwróciła się od własnych wnuków? Oliwy do ognia dolała sprawa alimentów Marek zobowiązał się płacić na dzieci tak mało, jakby nie zdążył poznać ich rzeczywistych potrzeb. Teściowa też chyba nie spadła z księżyca i znała realia. A jednak zadzwoniła do mnie do pracy i urządziła mi karczemną awanturę za „oskubanie” jej syna, jak się wyraziła. – On ciężko pracuje, żeby zarobić pieniądze – krzyczała, jakby odjęło jej rozum. – A ty uwiesiłaś się i żerujesz na jego krwawicy. Jesteś kulą u nogi mego syna! O matko. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Angażowanie się w słowną przepychankę na tym poziomie było poniżej mojej godności. Zalewana głupotą, musiałam zachować trzeźwy umysł, żeby nie zwariować. Dzieci mnie potrzebowały. Udało mi się przetrwać najtrudniejszy okres dzięki pomocy zaprzyjaźnionych mam. Czasem prosiłam je, żeby odebrały moje pociechy z przedszkola i one to robiły. Wstydziłam się, że nie mogę zaopiekować się Oleńką i Kacprem, tak jakby należało, wieczorem wpadałam po nie do koleżanek i prowadziłam do domu. Nigdy nie usłyszałam od żadnej mamy złego słowa. Rozumiały, w jak trudnej sytuacji się znalazłam. Moją samodzielność zniweczyła wietrzna ospa, na którą dzieciaki zapadły jedno po drugim, w odstępie trzech dni. Zadzwoniłam do Marka. – Wymyśl coś, to również twoje dzieci. Wymyślił. Sprowadził na ratunek teściową. Nawet się ucieszyłam. Pomyślałam, że to koniec bezsensowej wojny, jaką mi wydała, emocje opadły i wszystko wróci do normy. Pierwsze słowa babci moich dzieci wyprowadziły mnie z błędu. – Marek mnie prosił, więc jestem – oznajmiła od progu, ominęła mnie i poszła do wnuków. Tylko o to mi chodziło Tego dnia poszłam do pracy pewna, że Oleńka i Kacper są w dobrych rękach. – Babcia powiedziała, że skrzywdziłaś tatusia i przez ciebie musiał się wyprowadzić – usłyszałam zaraz po powrocie. Zamurowało mnie. Córeczka patrzyła na mnie wielkimi oczami, w których czaił się strach. Właśnie rozsypał się jej świat, który staraliśmy się z Markiem posklejać, mimo rozpadu rodziny. Babcia nastawiała dzieci przeciwko mnie, nie rozumiejąc, jak wielką krzywdę im wyrządza. – Mówiła coś jeszcze? – spytałam, odgarniając małej grzywkę. Oleńka spuściła głowę. – Że o nas nie dbasz, bo myślisz tylko o pieniądzach – wypalił Kacper ze złością w głosie. Był starszy i więcej rozumiał. – Ona kłamie, prawda? Natychmiast zadzwoniłam do Marka. Najpierw nie chciał słuchać o wyczynach mamusi, ale w końcu i jego ruszyło. Obiecał z nią porozmawiać. W efekcie teściowa obraziła się na mnie ponownie. Marek przekazał mi, że skoro jestem niewdzięczna i nie doceniam pomocy babci, to zostanę jej pozbawiona. Koniec, kropka. Teściowa dotrzymała słowa. Przez wiele lat traktowała mnie i dzieci jak powietrze. Nie była nawet na komunii wnuków, chociaż ją zapraszałam. Ignorowała kolejne urodziny Kacpra i Oleńki, żyła tylko dla swojego syna, który po rozpadzie swej wielkiej miłości, wprowadził się do niej. Szczęście nie trwało długo, bo Marek postanowił wyemigrować do Irlandii. Na krótko, jak mi tłumaczył. Odkuje się i wróci. Przecież nie porzuci dzieci. – I matki – dodawałam z odrobiną złośliwości. Teściowa nie robiła się młodsza, a nie miała nikogo oprócz dalekiej rodziny i syna. Nas się przecież wyrzekła. Kolejna wiadomość od Marka nadeszła z Sydney. Aż przetarłam oczy – gdzie go wyniosło! Właściwie niezbyt mnie to obchodziło, udało mi się mocno stanąć na nogi, dzieci podrosły, stały się bardziej samodzielne, wszystko się jakoś ułożyło. U mnie tak, ale nie u teściowej. Jak się można domyślać – zachorowała. Konieczna była operacja, a dowiedziałam się o tym, bo nieznany mi bliżej kuzyn uważał, że powinien mnie powiadomić o obowiązku opieki. – To babcia twoich dzieci, musisz się nią zająć – wyjaśnił życzliwie. W ten sposób dowiedziałam się, że jestem jedyną osobą, na którą może, a nawet powinna liczyć teściowa. Nic to, że dobrowolnie zerwała ze mną stosunki, mam się nią zaopiekować w zastępstwie rozwiedzionego męża i nieletnich dzieci, które jako wnuki również mają taki obowiązek. Biłam się z myślami „To niesprawiedliwe, ta kobieta nie chciała mieć do czynienia z własnymi wnukami, porzuciła je, za przykładem syna, w bardzo trudnej sytuacji, kiedy najbardziej potrzebowały jej miłości i obecności, a teraz ma czelność czegokolwiek żądać? Niech sprowadzi Marka do Polski, będzie miała opiekuna”. Tak pomyślałam w złości, ale było mi z tym niewygodnie. Babcia Oleńki i Kacpra, może i nie najmądrzejsza, leżała w szpitalu, a także głazem na moim sumieniu. I uwierała jak diabli. Ostatecznie poszliśmy do niej z wizytą. Dzieci się opierały, szczególnie siedemnastoletni Kacper, ale jakoś ich przekonałam. Stanęliśmy we trójkę przy łóżku starszej kobiety i zaległo kłopotliwe milczenie. Żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. – A więc w końcu przyszliście – teściowa nic się nie zmieniła, w jej głosie trudno było doszukać się życzliwości. – Dlaczego „w końcu”? – Kacper wyrósł na chłopaka, który nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać. Teściowa zacisnęła usta. – Kacper! – powiedziałam ostrzegawczo. – To nie czas i miejsce na kłótnie. Potrzebujesz czegoś? – zwróciłam się do teściowej. Lista była długa. Trzeba było wyprać pidżamę, dostarczyć świeżą bieliznę, kupić to i owo. Obiecałam, że to zrobię i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Zatrzymało mnie ciche chlipnięcie. Teściowa płakała. – Człowiek nie może liczyć na wdzięczność wnuków – usłyszałam. „I syna” – chciałam dodać, ale ugryzłam się w język. Marek był w jej oczach czysty jak łza, to ja zawiniłam. Źle wychowałam dzieci, bo nie kochały babci. No cóż, nie jestem idealna. Ale wybieram się ponownie do szpitala. Z czystą bielizną. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”Czy masz w firmie tajemnice Czy masz tajemnice przed zespołem albo czy zespół ma tajemnice przed Tobą Podczas ACCOUNTABILITY CULTURE CONGRESS, którą "Co mam teraz robić?", "Dlaczego tego nie przewidziałam?", "W czym ona jest lepsza ode mnie?", pytają mnie moje pacjentki. Odpowiadam wtedy słowami Katarzyny Miller: "To nie są rzeczy do przewidzenia. To rzeczy do przeżywania, czasem do przetrwania. Czasem do zmiany". I właściwie to jest kwintesencja tego, co w tej sytuacji należy i warto zrobić. Tylko jak? Gdy partner odchodzi do innej, to — albo za wszystko obwiniają siebie, albo za wszystko obwiniają partnera, albo za wszystko obwiniają tę, do której odchodzi partner. Odradzam wszystkie trzy Mam wrażenie, że niektórzy żyją tak, jakby ewentualność rozstania w ogóle nie była brana pod uwagę. A kiedy się to zdarzy, oskarżają drugą stronę o niewywiązanie się z umowy Możesz oczywiście wybrać cierpienie. Bo pamiętaj, że tak jak "ból jest nieunikniony, cierpienie jest wyborem". Możesz jednak wybrać rozwój. Możesz podjąć decyzję, że potraktujesz tę sytuację jak lekcję Więcej artykułów znajdziesz tutaj. Jak wynika z badań, przeprowadzonych przez Conell University, opublikowanych w Personality and Social Psychology Bulletin, sytuacja, w której partner odchodzi do kogoś innego, jest najbardziej bolesnym sposobem rozstania. Moje gabinetowe doświadczenia to absolutnie potwierdzają. Każde rozstanie jest bolesne. Po każdym przeżywamy coś na kształt żałoby. Czujemy smutek, gniew, bezsilność, lęk o przyszłość. Cierpimy. Kiedy jednak partner odchodzi nie tylko OD NAS, ale też DO KOGOŚ, ból jest zwielokrotniony. Dochodzą takie uczucia jak: poczucie odrzucenia, zdradzenia, oszukania. Niektóre kobiety przeżywają emocję poniżenia, wiele z nich mówi o nadszarpniętej czy wręcz zdruzgotanej godności i samoocenie. W gabinecie padają pytania: Co ja mam teraz robić? Dlaczego tego nie przewidziałam? W czym ona jest lepsza ode mnie? Moim pacjentkom odpowiadam wtedy słowami Katarzyny Miller (z książki o bezczelnym, acz fenomenalnym tytule: "Kup kochance męża kwiaty", którą to książkę bardzo serdecznie wam polecam): "To nie są rzeczy do przewidzenia. To rzeczy do przeżywania, czasem do przetrwania. Czasem do zmiany". I właściwie to jest kwintesencja tego, co w tej sytuacji należy i warto zrobić. Tylko jak? Odradzałabym bezrefleksyjne upuszczanie emocji Odnoszę wrażenie, że boimy się czuć swoje uczucia. Uciekamy od nich na różne sposoby. Konsekwencją tego jest niemożność zamknięcia etapu cierpienia. Jeśli powstrzymujesz przeżywanie i wyrażanie emocji, one zostają w środku i rządzą nami z ukrycia. Dlatego na samym początku trzeba po prostu przeżyć wszystko to, co jest do przeżycia. Niech twoje uczucia przez ciebie przypłyną. Zrobią to na pewno, o ile ich nie zatrzymasz. A kiedy się przetoczą, zrobią miejsce na coś innego. Wszystkie uczucia, gdy są dopuszczone do świadomości — mijają. Nie, to nie musi oznaczać rzucania się na ziemię i tłuczenia naczyń. Może, jeśli czujesz, że właśnie tak chcesz wyrazić swój gniew. Jednak mniejsze znaczenie ma siła ekspresji. Chodzi o to, abyś doświadczyła tych emocji. Była ich świadoma. I wyraziła je w dowolny dla siebie sposób. Możesz porozmawiać z przyjaciółką, namalować obraz, napisać elaborat w dzienniku, możesz emocje wybiegać, wypocić, wysprzątać. Dobrze, abyś unikała zachowań dla siebie destrukcyjnych (zapijanie, zajadanie), bo za moment mogą okazać się większym kłopotem, niż wyjściowy. Odradzałabym też bezrefleksyjne upuszczanie emocji wobec odchodzącego partnera. Nie chodzi o to, by go oszczędzać, ale w najsilniejszych emocjach po prostu możesz powiedzieć lub zrobić coś, czego tak naprawdę nie chcesz. Dlatego z tym warto poczekać. Co innego wyzłościć się w bezpiecznym miejscu. Tu możesz pozwolić sobie na brak cenzury. Gdy partner odchodzi do innej - Shutterstock "Byłam pewna, że będziemy razem na zawsze" Mam taką obserwację. Kiedy dotyka nas coś trudnego, zwykle czujemy się zaskoczeni, oburzeni, obrażeni, wściekli. Pytamy kosmos: "dlaczego ja?", "za co mnie to spotkało?" Kiedy nieszczęścia dotykają innych, przyjmujemy to jako coś, co się po prostu w życiu zdarza, ale kiedy zdarza się nam (choroba, wypadek, śmierć kogoś bliskiego, zdrada, odejście męża) - mamy ochotę złożyć zażalenie. "Jak to?","Ja?", "Mnie?" Jesteśmy w tym tak bardzo narcystyczni i ksobni. A tak mało pokorni. Mam pacjentkę Lilianę. Od Liliany odszedł mąż po 16 latach małżeństwa. Od dłuższego czasu w związku Liliany i jej męża nie układało się. Liliana zdawała sobie z tego sprawę, ale jak sama mówi: "nic z tym nie zrobiłam, zawsze było coś pilniejszego, dzieci, remonty". Liliana długo nie pracowała, chciała być z dziećmi do ich siódmego roku życia. Rodzinie Liliany nie przelewało się, ale ona uznała, że ważniejsze od pieniędzy są dzieci. Od kilku lat Liliana pracuje na pół etatu i zarabia grosze. Mąż Liliany namawiał ją, aby znalazła coś na cały etat, ale odmawiała. "Pasowało mi to, że mogę być w domu, kiedy dzieci wracają ze szkoły" - mówi. Dziś wydaje się zaskoczona faktem odejścia męża. Jest też przerażona tym, jak sobie poradzi, choćby finansowo. Pytam, co najbardziej ją w tej sytuacji zaskakuje. "No to, że w ogóle ode mnie odszedł, że mnie opuścił. Ja naprawdę byłam pewna, że będziemy razem na zawsze i że to się nigdy nie zmieni. W końcu sobie przysięgaliśmy. To chyba coś znaczy, prawda?" W takich sytuacjach jestem zaskoczona i ja. Ja wiem, że wszystkie bajki i komedie romantyczne to "żyli długo i szczęśliwie". Ja wiem, że "nie opuszczę cię aż do śmierci", ale naprawdę, nie widzimy, jak wygląda rzeczywistość? Rozpada się blisko połowa małżeństw. Zdrady i romanse zdarzają się częściej niż sporadycznie. Czy to oznacza, że mamy zakładać, iż rozpadnie się i nasze? I że mamy czekać, aż zostaniemy zdradzeni? Nie. Nie czekać, nie zakładać, ale dopuścić taką możliwość — byłoby zdrowiej. A na pewno realniej. Mam wrażenie, że niektórzy żyją tak, jakby taka ewentualność w ogóle nie była brana pod uwagę. A kiedy się to zdarzy, oskarżają drugą stronę o niewywiązanie się z umowy, pt.: "miałeś mi dawać do końca życia, choćby nie wiadomo co". Być może narażę się teraz tym, którzy uważają, że przysięga małżeńska to przysięga i nie ma od niej odstępstw, ale życie pokazuje, że jednak te odstępstwa są. A jak mówi psychoterapeuta Wojciech Eichelberger, "warto mieć respekt dla rzeczywistości". Naprawdę jestem zwolenniczką wchodzenia w związki z intencją, iż "uczynimy wszystko, aby nasz związek był zgodny, szczęśliwy i trwały", ale o ile piękniej by było, gdybyśmy, zamiast zakładać, rościć sobie, wymagać i oczekiwać, bardziej uznali, że nikt nam nic dawać nie musi. A jeśli daje — to cudownie. Przyjmijmy to z radością i wdzięcznością. O ile więcej byłoby między nami lekkości, gdybyśmy założyli, że dostajemy dlatego, że ktoś ma dobrą wolę nam dać. A dobra wola nie polega na umowie, że zawsze będziemy ją mieli. W myśleniu o relacjach bliskie jest mi podejście psychoterapeuty Fritza Perlsa: "Ja jestem ja, ty jesteś ty. Ja nie jestem po to, aby spełniać twoje oczekiwania. Ty nie jesteś po to, aby spełniać moje. Jeśli się spotkamy, to pięknie. Jeśli nie, to trudno". W takim sposobie widzenia np. związku mniej jest miejsca na: "jak mogłeś MI to zrobić?" I więcej przestrzeni do zaprzyjaźnienia się z tym, co nas spotyka. Również z tym, co trudne i bolesne. Gdy on odchodzi do innej - Shutterstock Nie bierz na siebie odpowiedzialności Kiedy czyta się artykuły o tytułach podobnych do tegoż, możemy natknąć się na wiele porad z gatunku: "tylko nie waż się obwiniać!", "jesteś fantastyczna i fenomenalna, to on jest ostatnim złamasem!", "on nie jest wart twoich łez!" Może i jest złamasem niedoceniającym tego, co ma lub niedojrzalcem, który nie umie być w trwałym związku i co chwilę potrzebuje dowartościowania u boku innej kobiety, ale zazwyczaj realność jest nieco mniej czarno — biała. Zauważyłam, że w sytuacji, gdy on odchodzi do innej, kobiety przyjmują, w uproszczeniu, trzy podstawowe strategie. Albo za wszystko obwiniają siebie, albo za wszystko obwiniają partnera, albo za wszystko obwiniają tę, do której odchodzi partner. Odradzam wszystkie trzy. Zwykle jest tak, że w kryzysie czy rozpadzie związku mamy jakiś swój udział. Jakiś udział ma partner. I jest jakiś udział okoliczności czy osób trzecich. Warto adekwatnie ocenić każdy z nich. Nie bierzmy na siebie odpowiedzialności, która nie jest naszą. Nie wrzucajmy sobie więcej, niż do nas należy. Nie dajmy sobie wmówić, że "to wszystko nasza wina". Jednocześnie poddajmy refleksji to, w jaki sposób byłyśmy w tym związku. Czego było z mojej strony za mało? Czego za dużo? Jak to widzę teraz? Zrób to bez obwiniania się. Po prostu to zauważ. Mogą pojawić się przy tym emocje, np. żalu do siebie. Upuść go. Niech w ten sposób przeminie i nie ostanie w postaci poczucia winy. Obwinianie siebie to trucizna, ale obwinianie za wszystko innych nie przyniesie ci upragnionej ulgi. Jeśli, to tylko chwilową i pozorną. Dodatkowo odbierze ci poczucie sprawczości i coś, co jest bardzo ważne — możliwość wyciągnięcia wniosków z tego, co się stało. Możliwość rozwoju. Ciąg dalszy artykułu pod materiałem wideo. Nadaj pozytywne znaczenie trudnemu doświadczeniu Rozstanie, do tego jeszcze TAKIE rozstanie, jest trudne i bolesne. Ale trud i ból są wpisane w nasze życie. Jak mówi Katarzyna Miler: "Nie ma dnia bez nocy, góry bez dołu, ciepła bez zimna". Kiedy boli — trzeba sobie pomóc na wszelkie możliwe sposoby. Wypłakać. Wyzłościć. Zadbać o wsparcie. A potem zrobić z tego wszystkiego doświadczenie. Bo, jak powiedział filozof Aldous Huxley: "Doświadczenie, to nie jest, co ci się przydarza, jest nim to, co robisz z tym, co ci się przydarza". Możesz oczywiście wybrać cierpienie. Bo pamiętaj, że tak jak "ból jest nieunikniony, cierpienie jest wyborem" - Haruki Murakami. Możesz jednak wybrać rozwój. Możesz podjąć decyzję, że potraktujesz tę sytuację jak lekcję, naukę. Wojciech Eichelberger powiedział (cytuję z pamięci): "Jeśli przydarza ci się coś trudnego, uważaj, to może być najlepsze, co cię spotkało". Że to bezczelne? Okrutne? Wiem, że w pierwszej fazie bardzo trudno tak o tym pomyśleć. I to nie jest czas na takie mądrości, ale kiedy największy ból minie, możesz zacząć zadawać Sobie pytania: "Po co mnie to spotkało?" Nie dlaczego. "Jak chcę to wykorzystać?" Wyciągnij wnioski. Skoro już ci się to przydarzyło, nie pozwól, by się zmarnowało. Pacjentki pytają mnie wtedy: "Ale w jaki sposób mogę zrobić z tego użytek?", "Jaka to dla mnie lekcja?" Tylko ty wiesz to najlepiej. Może to lekcja tego, jak być w relacji inaczej? A może tego, jak lepiej wybierać mężczyzn? A może, jak nie ignorować pewnych sygnałów? A może po prostu, jak podnosić się po takich doświadczeniach? Bądź jak Feniks Feniks, czyli legendarny ptak z Etiopii (mitologia grecka), który pod koniec życia spalał się na stosie, a z popiołów odradzał się na nowo. Ty też powstań. Wyciągnij wnioski i wstań. Jeśli poradzisz sobie z takim doświadczeniem, możesz czuć się silniejsza i mądrzejsza. Pamiętaj, że prawdziwa siła to wewnętrzny spokój. Nie chodzi o to, abyś walczyła nie wiadomo o co, mściła się czy nie wiem co jeszcze. Poradzić sobie to nie jest (z książki "Kup kochance męża kwiaty"): - być ofiarą - zemścić się - wpędzić go w poczucie winy - wziąć całą winę na siebie - zrobić go na szaro wobec wszystkich znajomych - zmobilizować cały świat, aby zajmował się tobą przez resztę życia - przywdziać habit zakonny - zabraniać mu kontaktu z dziećmi - nic nie czuć - wmawiać sobie, że nic się nie stało - przestać zupełnie myśleć - dłubać w ranie, powiększać ją i nie dać się jej zabliźnić - usprawiedliwiać wszystkich świństw Poradzić sobie to podjąć decyzję o zaprzestaniu cierpienia. Poradzić sobie to odnaleźć spokój. Poradzić sobie to czegoś się z tej sytuacji nauczyć. Poradzić sobie to podać sobie pomocną dłoń. Poradzić sobie to być po swojej stronie. Poradzić sobie to pozwalać sobie na błędy i sobie, i innym. Poradzić sobie to żyć dalej. Poradzić sobie to cieszyć się życiem w nowej odsłonie. Poradzić sobie to życzyć im szczęścia (trudne!). A ponad wszystko, poradzić sobie, to kochać Siebie. Katarzyna Miller: "To znaczy kochać siebie. Naprawdę. Ze wszystkim. Kiedy mi wręczają dyplom uznania i wtedy, kiedy ktoś mnie źle potraktował. Kiedy cudnie wyglądam, bo się "zrobiłam", i kiedy zwlekam się z łóżka ledwie żywa, niewyspana, potargana i wiem, że to, co teraz zdziałam, będzie grubo poniżej moich normalnych możliwości i że ktoś będzie to oceniał. Kiedy wiem i kiedy nie wiem. Umiem i nie potrafię. Kiedy tańczę i kiedy mam sraczkę. Kiedy mi się chce i kiedy nic mi się nie chce. Kiedy mam branie i kiedy pies z kulawą nogą się za mną nie obejrzy. Kiedy wygrałam na loterii i kiedy dałam się okraść, oszukać, nabrać. Kiedy schudłam i kiedy utyłam. Kiedy znalazłam i kiedy zgubiłam (...)" Jak przetrwać? Na początku będzie bolało. Pewnie bardzo. To zupełnie naturalne. W początkowej fazie masz po prostu przetrwać. Pamiętam, kiedy wiele lat temu przeżywałam swoje rozstanie. Zwierzyłam się wtedy przyjaciółce. Powiedziałam, że najtrudniejsze jest dla mnie to, że nie widzę przyszłości. "Widzę przed sobą czarną dziurę, otchłań. Nie mam żadnego celu. Nic". "Ale to w ogóle nie jest moment na widzenie celu. Ty masz teraz przeżyć. Przetrwać. Wstać rano, wziąć prysznic, iść do swoich obowiązków, wrócić, położyć się spać. Nic więcej. Aż zobaczysz, przyjdzie dzień, gdzie zacznie ci się przejaśniać" - odpowiedziała. Te słowa ogromnie mi pomogły. Pozwoliły mi zrzucić z siebie ciężar powinności. Że może powinnam jednak mieć jakieś plany na weekend, a nie tak leżeć i patrzeć w sufit. Że może powinnam być jednak bardziej zorganizowana. Bardzo mnie to wtedy odciążyło. A więc przetrwanie. Tylko tyle. Następnie pozwól sobie doświadczyć wszystkich pojawiających się emocji. W tym czasie bardzo ważne jest wsparcie bliskich osób. W przeżyciu i wyrażeniu uczuć na tym etapie mogą pomóc ci następujące filmy: "Zmowa pierwszych żon" (reż. Hugh Wilson), "Wojna Państwa Rose" (reż. Danny deVito), "Foworyta" (reż. Jorgos Lantimos), "Czarownice z Eastwick" (reż. George Miller), "Fatalne zauroczenie" (reż. Adrian Lyne), "Monster" (reż. Patty Jenkins), "Kill Bill" (Quentin Tarantino), "Millenium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" (reż. Niels Arden Oplev). Kiedy pierwsze emocje opadną, spróbuj zobaczyć tę sytuację mniej osobiście, niż widzisz ją obecnie. Oczywiście, ona ma miejsce w twoim życiu. W tym sensie trudno nie mieć do niej osobistego stosunku, ale zamiast widzieć to w taki sposób: "Jak on może MI to robić", sprawdź, czy możesz zacząć widzieć to tak: "On nie robi tego tobie, on to robi dla siebie. On tego nie robi przeciwko tobie, on to robi dla siebie" (Katarzyna Miller). Na tym etapie obejrzyj: "Blue Valentine" (reż. Derek Cianfrance), "Rozstanie" (reż. Asghar Farhadi), "5 × 2 pięć razy we dwoje" (reż. Francois Ozon), "Mężowie i żony" (reż. Woddy Allen) i zobacz, jak powszechnym problemem są kryzysy małżeńskie i rozstania. Poczucie wspólnoty doświadczeń bywa niezwykle wspierające. Gdy już trochę mniej boli, możesz dokonać pewnego oglądu tej sytuacji. Co tak naprawdę się zdarzyło? Jaki mam w tym swój udział? Jakiego nie mam zupełnie? Pamiętaj, chodzi o wnioski, nie o obwinianie. Następnie odpowiedz sobie na pytanie: czego to doświadczenie cię uczy? Czego chcesz, żeby cię nauczyło? Spróbuj spojrzeć na nie, nie jak na życiową tragedię, ale jak na sygnał do zmiany. Wesprzyj się filmami: "Lepiej późno niż później" (reż. Nancy Meyers), "Nasze noce" (reż. Ritesh Batra), "Pod słońcem Toskanii" (reż. Audrey Wells). Staraj się odnajdywać w nowej sytuacji. Szukaj radości. Ucz się od Polyanny: "Polyanna" (reż. David Swift), Poppy: "Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia" (reż. Mike Leigh) i Amelii: "Amelia" (reż. Jean-Pierre Jeunet). Żyj. * Artykuł skierowany jest, oczywiście, zarówno do kobiet, jak i do mężczyzn (tak hetero, jak i homoseksualnych), przyjęto taką formę jedynie ze względu na chęć zachowania jej przejrzystości. Masz problem? Napisz: redakcja@ Autorka: Agata Wilska - psycholożka, psychoterapeutka, publicystka. Prowadzi psychoterapię indywidualną oraz par. Jej misją jest szeroko rozumiana psychoedukacja. Wraz z mężem, psychologiem, realizuje projekt "Seans Psychologiczny", który ma na celu edukację psychologiczną poprzez kino. Wpływ COVID-19 na zawieranie małżeństw binacjonalnych w Polsce [INFOGRAFIKA] - Źródło:
mencja (offline) 15-03-2012 14:15:46 Bielsko-Biała Bardzo to smutne, ale skoro znęcał się nad Tobą to teraz należy tylko współczuć jego obecnej dziewczynie. Dupek zawsze będzie dupkiem a z czasem będzie tylko gorszy. Życzę Ci abyś spotkała odpowiedniego mężczyznę który się wami zaopiekuje. Teraz myśl o sobie! Sprawiaj sobie drobne przyjemności a dzięki temu poczujesz się lepiej Z tego co piszesz to jesteś bardzo silną kobietą! Teraz to zrozumiałe że jest Ci przykro ale z takim bagażem doświadczeń poradzisz sobie! Wszystkiego dobrego Alexis [link widoczny po zalogowaniu] beatrix (offline) 26-03-2012 10:17:49 weszlam tu z ciekawosci alexis wierz lub nie ale czas leczy rany,facet zostal wziety pod pantofel i pewnie za rok czy 2 mu minie, ale juz nie bedzie odwrotu, bo Ty bedziesz szczesliwsza sama lub z kimś innym,zaslugujesz na wszystko co najlepsze! znajdź pozytywne strony tej sytuacji wiem ze ciezko(nie bedzie mnie nikt bil i ponizal,znajde prace...)niech wie ze na nim Twoj swiat sie nie konczy oni lubia widziec kobiece cierpienie i sie nim upajać,ale nie daj sie pokaz ze swietnie sobie radzisz i juz go nie potrzebujesz! bądź silna dla dzieci!za kim tesknisz? za draniem ktory Cie bil czy za paroma dniami kiedy bylo dobrze,dla dziecka to tez jest straszne kiedy widzi ze tata bije mame ..nie warto,a to ze Cie utrzymywal to troche za malo ..poczucie winy czy obowiaqzku go nie zatrzyma ..bedzie dobrze,mów prawde i tyllko prawdę tą najgorszą,zdaj relacje jak zajmowal sie dzieckiem,ze jest nieodpowiedzialny ze kwota nalozona na alimenty nie wystarcza..trzymaj sie dzielnie i pokaż na co Cie stać!!! [link widoczny po zalogowaniu] alexis12 (offline) 26-03-2012 17:01:08 Elbląg WITAM SERDECZNIE. BARDZO DZIĘKUJE ZA SŁOWA WSPARCIA,MASZ RACJE JEST POD PANTOFLEM JEJ,BOLI MNIE ŻE TO MOJA WINA,ŻE NIE UMIAŁAM UTRZYMAĆ TEGO MAŁŻEŃSTWA,MOŻE ZA MAŁO ROBIŁAM... NO CÓŻ ŻYCIE MOJE MUSI BYĆ BEZ NIEGO. MAM JEGO CZĄSTKĘ,NASZE ONA NIECH ŻYJE Z NIM! BĘDĘ SILNA I PRZETRWAM BÓL!!! I ROZWÓD, PRAKURATORA,I UPOKORZENIE JAKIE ROBIMI NA CAŁE MIASTO!!! OSTATNIO NAPISAŁ " DNA!!!!!!!! SPIERDALAJ!!!!!!" JAMU TEŻ POWIEM JAK JEGO DNA WYJDZIE,ŻE JEST OJCEM (bo nie ma innej opcji i pokaże mu DZWI I SŁOWA SPI........ BEDĘ SILNA,PIERWSZEMU MĘŻOWI PO ROZWODZIE POKAZAŁAM,ŻE UMIEM ROBIĆ REMONTY I TO DUŻEA ON NIE UMIAŁ (miał lewe ręce)I OTWORZYŁAM BIZNES. ALE MOJA CHOROBA NIE POZWOLIŁA MI DALEJ PROWADZIĆ DZIAŁALNOŚCI URODZĘ DZIECKO DOJDĘ DO SIEBIE, I COŚ WYMYŚLE...... POZDRAWIAM WSZYSTKIE MAMUSIE beatrix (offline) 27-03-2012 10:19:14 alexis trzymam kciuki, zebys szybko wstala na nogi:play_with_child:,ale nie zniżaj sie do jego poziomu i nie odplacaj sie pieknym za nadobne..olej go ciesz sie zyciem mimo ze nie bedzie latwo i nie trać pogody ducha,pokaz mu jak swietnie sobie radzisz ze nie jest pępkiem swiata,niech sobie mysli co chce,Ciebie jego los juz nie musi interesować...!skoro on bez skrupolow Cie tylko łoży na dziecko i się nim interesuje,nie wiem jaki ojcem byl do tej pory ale patrząc na Twoje wypowiedzi to raczej jakis nieodpowiedzialny i płytkomyslacy facet.. nie przejmuj się jego wybrykami i rób o sobie i o dzieciach, jestem pewna ze znajdzie sie jakis facet z parasolem bo poki co to trafiłas z deszczu pod rynne,tak to odebrałam...(czytaj miedzy wierszami)znaczy się ze znajdzie sie ktoś NOWY,kto poda Ci pomocną dłoń i bedzie nie tylko mezem kochankiem ale i wspanialym przyjacielem! [link widoczny po zalogowaniu] beatrix (offline) 27-03-2012 10:22:36 i jeszcze jedno nie rób sobie wyrzutów:A moze robilas zbyt wiele a on sobie odpuścił,bo widzial jak TY się produkujesz.. TYLKO po co tracić energie na faceta ktory nie jest Ciebie wart?jestes kreatywną osobą ktora już nieraz poradzila sobie w trudnej sytuacji to i teraz [link widoczny po zalogowaniu] alexis12 (offline) 27-03-2012 12:07:20 Elbląg WITAM SERDECZNIE. WSZYSTKO CO PISZESZ TO PRAWDA z deszczu pod rynne TAKA JEST CÓŻ MYŚLĘ O SOBIE I DZIECKU,ALE TRUDNO. NAPISAŁAM DO NIEGO ŻE " poczułam pierwsze ruchy dziecka " odpjego .że "cyganka mu powiedział ,że będzie miał 2 córki ,i je ŻĘGNAJ!!!!!!!!!!!!!!!! " TO MNIE UPEWNIŁO ,ŻE TYLKO ALIMENTY NA DZIECKO,I ZABRANE PRAWA RODZICIELSKIE ,ZERO KONTAKTÓW Z TAK PODŁYM CZŁOWIEKIEM!!! DZIĘKUJE ZA POŚWIĘCONY CZAS JAKI MI DAŁŚ NA LISTY POZDRAWIAM I ŚCISKAM Przebieg ciąży Forum - Statystyki Globalne Wątki: 5576, Posty: 1387264, Użytkownicy: 73513. Ostatnio dołączył/a klaudia1112. Statystyki tego forum Wątki: 817, Posty: 147742.
Translations in context of "odszedł z pracy życia" in Polish-English from Reverso Context: Cal odszedł z pracy życia w niedzielę. Witam wszystkich. Moją czwartą nowenne odmawiałam w intęcji mojego męża o jego czystość ciała i duszy. Teraz jestem w trakcie piątej nowenny modle się o powrót męża do domu . Mąż zostawił mnie i dzieci i odszedł do kochanki. Przez cały ten czas dawał mi nadzieję że kiedyś wróci a ja czekałam i modliłam się. Tydzień temu mąż powiedział że nie wraca a mnie zawalił się świat. To co ja przeżyłam przez te półtora roku wie tylko Matka Najświętrza ile wylanych łez ile cierpienia. Co daje mi modlitwa? Wiarę i nadzieję że Pan Jezus kiedyś wysłucha moich modlitw i mąż wróci do nas, kocham go bardzo i nigdy nie przestanę modlić się za niego. Wierze że choć moje intencje nie zostały wysłuchane to kiedyś jak oboje będziemy gotowi Pan Jezus połączy nas na nowo. Nigdy nie przestanę kochać męża. Jezu Ufam Tobie Maryjo matko moja która obdarzasz moją rodzinę niezliczonymi łaskami bądz uwielbiona. Boże Ojcze dziękuję już dziś za dzień w którym mój mąż wruci do domu niech w tym dniu uwielbia Ciebie cała nasza rodzina. Amen StartŚwiadectwa o nowennie pompejańskiejMonika: Mąż zostawił mnie i dzieci i odszedł do kochanki Krzyki młodej dziewczyny zakłóciły ślub jej ojca, który pozostawił ich matkę samą z trójką dzieci i odszedł do innej kobiety. Nigdy jednak nie przypuszczał, że jego córki nie pozwolą mu tak łatwo rozpocząć swojego nowego życia. Raskolni-kow nie przegapił ani słówka i wszystkiego naraz się dowiedział: Lizawieta jest młodszą, przyrodnią (z innej matki) siostrą starej, ma juŜ trzydzieściJnęć lat. Haruje dla siostry od świtu do nocy, zastępuje jej kuchark"ęTpraczkę, a ponadto szyje na sprzedaŜ, ba, wynajmuje się do mycia podłóg, a wszystkie zarobki .