Bajka o ekologii Na środku błękitnego, ciepłego morza leżała wyspa. Latem grzana słońcem i chłodzona morską bryzą, pachniała jaśminem i kwiatem pomarańczy. Zimą potrafiła zaskoczyć kapryśnym deszczem lub burzowymi falami, nigdy jednak nie dokuczała mrozem. Wyspą rządził król Ambroży. Dobry to był król, który nie dbał tylko o siebie, jak wielu, ale też o swoich poddanych. Każdego dnia przed południem mogli przychodzić do niego i o posłuchanie prosić. Ambroży rozsądzał waśnie, rozstrzygał spory, a często i biednym pomagał. Spraw było tak wiele, że nie wszystkie udało się załatwić, każdy jednak mógł być wysłuchany. Król zaczynał poranki od wyjścia na balkon wieży zamkowej. Opierał dłonie na rzeźbionej, drewnianej balustradzie i oglądał z góry swe królestwo. Wśród parków, domów i ulic stolicy słyszał śpiew ptaków oraz gwar mieszkańców. Gdy spojrzał dalej, gdzie kończyło się miasto, widział żółto-rude pola i ciemną zieleń lasów. Jeszcze wyżej, na horyzoncie zaczynał się granatowy kolor morza, przechodzący na koniec w jasny błękit nieba. Ambroży przymykał oczy, wczuwając się w zapachy wyspy. Dobrze się żyło w królestwie na wyspie. Pewnego dnia na poranną audiencję do króla przyszedł pasterz. Był to starszy, siwy mężczyzna ubrany w lniany, prosty strój i podpierający się długim kijem. Trzymał się przez dłuższy czas na uboczu, a kiedy jako ostatni wyszedł na środek, drżącym głosem powiedział: – Miłościwy Panie! Chciałbym prosić Cię o pomoc i wstawiennictwo. Brakuje łąk, na których mógłbym wypasać moje owce. Każde miejsce na wyspie zajmują wielkie uprawy. Po kilku latach na takich polach, na których tylko jedne rośliny się sadzi, miejsce pozostaje puste i jałowe. Ja natomiast nie mam gdzie się ze stadem podziać. Król wysłuchał pasterza i pokręcił głową z niedowierzaniem. – Na wyspie jest wiele miejsc dla Ciebie i Twoich owiec. Wędruj na północ i tam na pewno je znajdziesz. Zadowolony z siebie dał znać, że audiencja została zakończona i o sprawie szybko zapomniał. Tej nocy Ambrożemu przyśnił się jednak niepokojący sen. Stał w nim na wieży zamkowej i swoją wyspę jak zwykle oglądał. Jednak zamiast pięknych kolorów pól i lasów zobaczył tym razem bury piach i szary pył unoszony przez wiatr. Rano, gdy tylko się obudził, wyszedł na balkon. Na szczęście wszystko zastał po staremu. Wzdrygnął się na wspomnienie snu. Poranne słońce szybko poprawiło mu jednak humor, szczególnie, że grupka ludzi na miejskim placu, gdy tylko zobaczyli go na balkonie, zaczęła wiwatować. Tego dnia na audiencji pojawił się leśnik. Postawny, wyprostowany mężczyzna ubrany był cały na zielono. Prężnym krokiem wyszedł przed króla i powiedział: – Królu nasz! Ja chciałbym prosić Cię o pomoc nie dla siebie, ale w imieniu wszystkich zwierząt i roślin, które żyją w lasach. Na wyspie ciągle buduje się nowe domy i obsiewa pola. Wycina się przy tym drzewa i coraz mniej ich tutaj rośnie. Jeszcze trochę i miejsca dla leśnych stworzeń zabraknie. Król tym razem słuchał uważniej i nawet głową pokiwał. Nie miał jednak pomysłu, co z tym zrobić, więc tylko obiecał nad całą sprawą się zastanowić i audiencję zakończył. W nocy Ambrożemu przyśniły się ogrody zamkowe. Wydawały się zwyczajne, ale coś się nie zgadzało. W pewnym momencie zorientował się, że otacza go zupełna cisza. Nie słyszał ani śpiewu ptaków, ani brzęczenia owadów. Dźwięk jego kroków odbijał się od murów zamku i wracał złowieszczym echem. Obudził się bardzo przejęty i uspokoił dopiero na balkonie, gdzie wśród gwaru przechodniów usłyszał znów szczebiot jaskółek. Odetchnął i wrócił do komnaty. Kolejna audiencja była również inna niż zwykle. Tym razem pojawił się na niej rybak, niski i chudy, o twarzy wysmaganej wiatrem i pobrużdżonej solą morską. – Czy wiesz Królu, co się dzieje z brudami całej stolicy? – zapytał, gdy przyszła jego kolej. – Wylewane są one do rzek, jezior i morza. Przez to woda w nich nie jest już taka czysta jak kiedyś, a ryb w niej ubywa. Muszę coraz dalej w morze wypływać i nowych łowisk szukać. Coraz trudniej z łowienia mi utrzymać moją rodzinę. Król słuchał, kiwając głową. Gdy ten skończył, wezwał marszałka i kazał wydać rybakowi pięć złotych dukatów jako pomoc w zakupie większej i szybszej łodzi. Wszyscy podziwiali szczodrość króla i audiencja zakończyła się wiwatami na cześć Ambrożego. Dziwny sen do niego jednak wrócił. Siedział w sali biesiadnej, pośród ucztujących gości. Gdy jednak podniósł kielich do toastu, zobaczył, że płyn w nim jest czarny, błotnisty i śmierdzący. Rozejrzał się po sali i zobaczył, że wszyscy łapią się za brzuchy w boleściach. To go obudziło. Poszedł zaraz do zamkowej toalety i sprawdził jaką wodę tam znajdzie. Na szczęście w królewskiej komnacie woda była chłodna i przejrzysta. Przemył twarz i spokojniejszy wrócił do sypialni. Kolejnego dnia, wśród czekających na królewskie posłuchanie, wyróżniał się starszy mężczyzna o długiej brodzie i siwych włosach. Był znanym w całej okolicy mędrcem, rzadko widywanym poza swoim domem-biblioteką. Poruszał się powoli i podpierał laską, odezwał się jednak nadspodziewanie czystym i dźwięcznym głosem: – Królu! Od wielu dni przychodzą do Ciebie ludzie, prosząc o pomoc i ostrzegając przed niebezpieczeństwami. – zaczął. – Mówią o znikających lasach, jałowiejącej ziemi i coraz bardziej brudnej wodzie. To wszystko zmienia naszą wyspę nie do poznania. Nie wystarczy już odkładać decyzji i kupować nowych łodzi. Inaczej skończą się łagodne lata i spokojne zimy, a fale morskie zaleją w końcu i zniszczą wyspę. – Co proponujesz? O co prosisz? – spytał poważnie zaniepokojony słowami mędrca król. – Gdyby to było takie proste. Gdyby była jedna rzecz, której zrobienie zapewni nam spokojną przyszłość… Czegoś takiego nie ma. Zamiast tego musimy w każdej sprawie, w każdej decyzji robić to, co jest dobre dla ziemi, wody, powietrza, dla przyszłości naszej wyspy. Król zasępił się. Co to miało oznaczać? Jak to zrobić? – myślał. Jednak ani on, ani jego dworzanie nie znali na to odpowiedzi. bajka o ekologii W nocy Ambroży położył się późno i długo nie chciał zasnąć. Bał się, że nawiedzi go kolejny koszmar. Rzeczywiście, pojawił się, gdy tylko zamknął oczy. Znowu stał na wieży zamkowej i jak sparaliżowany patrzył na rosnące fale morskie, niosące góry brudów i śmieci, zbliżające się do murów stolicy. Przerażony widział kolory wyspy zlewające się w złowieszczy, ciemny granat sztormowego morza i słyszał jak gwar ludzi i śpiew ptaków ustępuje wyciu wichru. Rano wyszedł jak zawsze na zamkowy balkon. Na razie słońce grzało, ptaki śpiewały, a na błękitnym niebie nie było nawet chmur. Spojrzał w dół na miasto, gdzie tłum ludzi przelewał się ulicami. Każdy był zajęty swoimi sprawami i nie interesował się wyspą, jej powietrzem, wodą i ziemią. W tym momencie zobaczył wśród nich jasnowłosą dziewczynkę. Zaczął przyglądać się, co robi. Chodziła po głównym placu miasta, zbierając śmieci pozostawione przez niefrasobliwych mieszkańców. – Jest nadzieja dla naszej wyspy. – pomyślał Ambroży. Zszedł z wieży i wyszedł na plac przed zamkiem. Odnalazł ją w tłumie i zaskoczoną uściskał. Wziął na ręce i pokazał zebranym na placu ludziom, ogłaszając: – Bierzmy wszyscy przykład z tej dzielnej dziewczynki. Ona prawdziwie robi coś, by ulice naszego miasta nie utonęły w śmieciach. Od dzisiaj, jeden dzień w miesiącu każdy mieszkaniec stolicy spędzi, porządkując nasze piękne miasto. Ja sam, wraz ze swoim dworem się do tego przyłączę. Stąd właśnie wziął się tradycyjny dzień sprzątania wyspy. To nie wszystko. Po powrocie do zamku wezwał do siebie mędrca i mianował go nadwornym ekologiem. Miał zawsze towarzyszyć audiencjom króla i w każdej sprawie doradzać. Wszystko, co robili, miało przede wszystkim wyspie nie szkodzić. Od tego dnia złe sny przestały nawiedzać Ambrożego. Zasypiankowa książka – Jeżyk Cyprian i przyjaciele O ilustratorce:Danka Markiewicz – autorka i ilustratorka, która opublikowała pierwszą książkę we Włoszech (gdzie mieszka). Nie może się doczekać wydania swoich powieści w Polsce. Zilustrowała dwie książki włoskiego wydawnictwa. Prowadzi bloga Nieustannie się uczy i stara jak najczęściej rysować.
zielony ludzik mpers or manim. ( humorous, idiomatic, science fiction, ufology) little green man (space alien) Synonyms: kosmita, obcy, ufok, ufoludek. ( euphemistic, idiomatic, military,usually in the plural) little green man (soldier lacking identification) Hypernym: żołnierz. Declension[edit]
Kłótnie i sprzeczki wśród rodzeństwa są powszechne i nieuniknione. Jeżeli są zbyt częste – potrafią zepsuć dzień i sprawić przykrość rodzicom. Ja sam nie cierpię, gdy moi synowie się kłócą i gdy zdarzają się dni pełne sprzeczek – mam tego czasami serdecznie dość. Zapraszam do bajki pomagajki, która ma pokazać z perspektywy dziecka jak często takie kłótnie rodzeństwa są z błahych powodów i że czasami lepiej ich uniknąć. Mam nadzieję, że się spodoba! Nowe buty Zosi Były dokładnie takie, jakie sobie wymarzyła. Stały na środkowej półce, na wystawie sklepu, do którego właśnie wchodziły razem z Mamą. Pięknie oświetlone jasną lampą, wyglądały jakby czekały na księżniczkę z bajki. Zwróciła na nie uwagę już tydzień temu, gdy wracała tędy ze swoją przyjaciółką Julką ze szkoły. Poprosiły o nie panią sprzedawczynie i mogła je wreszcie wziąć do rąk. Buty były z przodu gładkie i praktycznie całkowicie białe, bliżej pięty miały miękkie, jasnoszare futerko, które Mama nazywała zamszem. Podeszwę pokrywały biało-różowe wzory, wyglądające jakby pochodziły ze skóry bajkowej zebry. No i ten kwiatek! Na prawym bucie przyczepiona była łodyżka z liśćmi, a na niej piękny różowy kielich z płatkami. Od nich odstawały mniejsze łodygi z błyszczącymi koralikami mniejszych pąków. Koleżanki pękną jutro z zazdrości! Mama spytała jej czy nie będzie problemu ze sznurówkami. Były wyjątkowo długie, a to oznaczało sporo wiązania. Na szczęście u góry był też rzep i dodatkowo buciki można było zapiąć suwakiem z boku. Były idealne! Nawet nie chciała przymierzać innych tylko powtarzała, że te są bardzo dobre i że pasują jak ulał i że ten rozmiar jest akurat i że na pewno ich nie pobrudzi i że o nie będzie dbać i że już mogą wychodzić ze sklepu. Drogę do domu ledwo pamiętała, również obiad, który potem zjadła. – Idę do Julki się uczyć! – Zawołała w stronę Mamy wciągając nowe buty na nogi. Nie czekając na odpowiedź wybiegła z domu. Tak naprawdę to nie mogła się doczekać by pochwalić się butami przyjaciółce. Kawałek za domem skręciła z drogi i dalej przez dziurę w siatce, by przejść znajomym skrótem przy opuszczonym domu. Pomimo, że ostatni deszcz był parę dni temu, były tu jeszcze resztki kałuż. Przeskakiwała je, starając się nie ubłocić swoich nowych bucików. Podczas skoku poczuła dziwne szarpnięcie od strony lewego buta. Przy kolejnym znowu to samo z prawego. Spiesząc się zignorowała to. Po kilku krokach nogi zaczęły się jej jednak plątać, a buty zaczepiać o siebie. Gdyby ktoś ją zobaczył z boku, to pewnie zaśmiałby się w głos. Wyglądało to tak, jakby się sama chciała kopnąć w kostkę. Jej nie było jednak do śmiechu. Gdy powtórzyło się to znowu, była już całkiem zaniepokojona. Szczególnie, że w końcu nie udało jej się jednym susem przeskoczyć niedużego pniaka zawalającego ścieżkę. Po kolejnym kroku nadepnęła jednym butem drugiego i wyrżnęła się jak długa. Oszołomiona siedziała przez chwilę trzymając się za stłuczone kolano. – Co się dzieje? – zawołała – To przez prawego! To ciamajda i oferma! Kroku nie może zrobić żeby się nie potknąć! – Usłyszała głos dochodzący z dołu. – Tak? Tak? Zawsze przez prawego! A kto jak tylko gdzieś wyjdziemy to zaraz się w błocie uwala? I jeszcze do tego mnie ochlapie? – Usłyszała kolejny głos. Zosia nie mogła uwierzyć własnym oczom i uszom. Wyglądało na to, że jej super-buty na dodatek umiały mówić. Wyglądało też na to, że się właśnie pokłóciły. Zapomniała przez chwilę o bolącym kolanie. Tymczasem buty wołały dalej jeden przez drugiego. – Jak możesz tak mówić? To Ty pierwszy mnie ochlapałeś! Zobacz jak wyglądam! – To dlatego, że nie uważasz jak stajesz i sam wlazłeś w błoto!!! Kłótnia była coraz ostrzejsza i Zosia nie mogła już tego słuchać. Wyglądało jakby buty chciały się zaraz na siebie rzucić. Chrząknęła i postanowiła się wtrącić. – Jestem Zosia! – Powiedziała grzecznie, starając się zachować spokój. – Ja jestem Prawy. – Odburknął but po prawej stronie. – A ja Lewy – Dodał ten drugi. – Co się stało? O co się sprzeczacie? – spytała Przez chwilę wydawało się, że kłótnia znowu się zaczyna od początku. – On mnie kopnął!!! – Ochlapał mnie! – Przez niego się wywróciliśmy!! – On mnie nie lubi! – On zawsze chce być z przodu!!! – On ma lepiej zawiązane sznurówki! Na pewno jego bardziej lubisz! Pretensjom nie było końca. Zosi było trudno cokolwiek powiedzieć wśród przekrzykujących się głosów. – Po kolei! Nie wszystko na raz! – Udało się wreszcie zatrzymać potok ich słów. – Po pierwsze sznurówki. To ja je wiązałam i starałam się jak najlepiej. Nie umiem jeszcze wiązać tak dobrze jak Mama, więc na pewno i jedno i drugie można poprawić. Ale nie jest to powód, żeby się na siebie złościć i kłócić ze sobą! – Jesteście dla mnie jednakowo ważni i tak samo Was lubię! Przecież w jednym bucie nie wyszłabym z domu i nieważne czy w prawym, czy w lewym. Buty przycichły i słuchały uważnie. Zosia mówiła dalej: – Czy nie widzicie, że nawet, jeżeli lewy ochlapał prawego, to nie znaczy to, że zrobił to specjalnie? Czasami po prostu tak się zdarza. Jeżeli do kogokolwiek możecie mieć pretensje to do mnie, bo to ja pobiegłam na skróty przez kałuże. – Gdy chodzę i biegam to raz mam jedną nogę z przodu, raz drugą. Gdy wiążę buty to raz lepiej uda mi się zawiązać prawy, raz lewy. Nie oznacza to, że kogoś lubię bardziej od innego! – Naprawdę bez sensu jest to, że teraz siedzimy, ja mam stłuczone kolano, a Wy kłócicie się, kto kogo kopnął i kto chciał być z przodu. – Była aż dumna z siebie, że tak spokojnie, poważnie i mądrze im wszystko tłumaczy. – A prawy but to ma kwiatek, a ja nie mam… – Powiedział cicho i smutno lewy. Zosia spojrzała na swoje buty. Rzeczywiście. Tego nie dało się nie zauważyć. Po chwili zastanowienia powiedziała: – Lubię was jednakowo i mogłabym nawet zerwać kwiatek z prawego. Bylibyście bardziej do siebie podobni. Wolałabym jednak tego nie robić – mogłaby zostać dziura i ślad, a na tym obydwa byście ucierpiały. – Poza tym jesteście różne i nie znaczy to, że jednego lubię bardziej od drugiego. Wszyscy jesteśmy trochę różni i to bardzo dobrze. Gdybyście byli tacy sami, nie mogłabym was założyć na moje nogi – mam przecież stopę prawą i lewą. Pewne różnice po prostu są i trzeba je zaakceptować. Nie ma co się nimi martwić. Jedno jest pewne – oddzielnie byłoby Wam gorzej, jesteście jak bracia, którzy są razem. Widać było, że butom ta rozmowa pomogła i poczuły ulgę. Ponieważ Zosię kolano też przestało już boleć, więc wstała i spokojniejszym teraz krokiem poszła do Julki. Tak jak się spodziewała – przyjaciółka była butami zachwycona. Po krótkiej nauce (w końcu obiecała Mamie, że do Julki idzie się uczyć) wyszły jeszcze razem na spacer. Zosia oczywiście w nowych super-butach. Już po powrocie w domu, tego wieczora, zasypiając w swoim ciepłym łóżku Zosia myślała o całym dniu. Kto by pomyślał, że wśród butów mogą się zdarzać kłótnie rodzeństwa, że buty mogą mieć tyle powodów do sprzeczek. I to czasami tak głupich? Przecież są jak bracia i są stworzeni by być razem? Spojrzała na nie. Uprosiła Mamę i ta pozwoliła postawić je w jej pokoju na szafce, na honorowym miejscu. Dzięki temu mogła je cały czas widzieć. Zosia uśmiechnęła się do siebie. Stały razem i tak słodko razem wyglądały – jakby się przytulały. Jak kochające się rodzeństwo. Zapraszam do komentowania – podziel się swoimi doświadczeniami. Jak radzicie sobie ze sprzeczkami między braćmi i siostrami? Czy często w Waszych domach zdarzają się kłótnie rodzeństwa? Zasypiankowa książka – Jeżyk Cyprian i przyjaciele
Znajdziesz tu ciekawych opowieści wiele. A każdy bohater będzie przyjacielem. Zostanie przy tobie by odgonić duszki. Zbierz całą kolekcję bajek do poduszki! W tej książce: „Bajka o złotym ptaku”, „O dzielnym krawczyku”, „Mysz miejska i mysz wiejska”. Do książki dołączono płytę CD z nagraniami bajek czytanych przez
Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego ul. Jazdów 1 00-467 Warszawa redakcja Gdańsk [email protected] Dowiedz się więcej o redakcji Portal jest centralnym punktem na internetowej mapie polskiego teatru. Od 2004 roku jesteśmy najważniejszym, codziennym źródłem informacji dla środowiska. [email protected]
491 views, 6 likes, 2 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Akademia Pielęgnacji Włosów: Włosy po pielęgnacji lodowej. Dodatkowo delikatna korekta niechcianych żółtych odcieni przy
Szukam bajki z dzieciństwa, która traktowala o 3-5 ludzikach którzy mieli kolorowe włosy i grali rocka... Tyle pamiętam :) klaki26 w odpowiedzi na post: dobry_soloniusz | Kojarze bajke, ktora leciała bodaj na Mtv - Beavis and Butt-headInne mi do głowy nie przychodzą ;) leneq w odpowiedzi na post: dobry_soloniusz | skojarzyło mi się z Jem & The HologramsNie nie żadna z nich... takie nawet podobne maskotki do nich były.... Nie wiem czy to na regionalnej 3 nie leciało... Oni grali rocka i były to same chłopy... :)
Bajka o muži a o hadu. Kategorie: Ezopovy bajky. Bajka o muži a o hadu - 3.8 out of 5 based on 13 reviews. 1 1 1 1 1 1 1 1 1 1 Hodnoceni 3.85 (13 Hodnoceni) Zlému kdo pomoc činí, vědětiť má, že dosti zle činí. Nebo za své dobré činy zlou odplatu od něho míti bude. Pro velikou zimu a mrázy člověk jeden, lítostí hnut jsa
Jak powstały cztery największe rzeki Chin? Wszystko stanie się jasne, gdy przeczytacie bajkę o smokach! Pełną wersję opowieści znajdziecie na stronie Bajka o smokach to tradycyjna chińska bajka ludowa. Zaczyna się jak wszystkie bajki… Dawno, dawno temu… Na świecie nie było żadnych rzek i jezior, a tylko Morze Wschodnie. Mieszkały w nim cztery smoki: Długi, Żółty, Czarny i Perłowy. Długi, Żółty, Czarny i Perłowy bawią się w chmurach Smoki lubiły latać i bawić się w chowanego między obłokami. Pewnego dnia coś jednak przerwało ich igraszki. Ich uwagę zwrócili ludzie, którzy na ziemi rozgorączkowani rozsypywali odrobiny ciast i owoce oraz palili kadzidła. Modlili się. Smoki ruszają na pomoc ludziom Smoki przyjrzały się zrozpaczonym ludziom. Okazało się, że na ziemi od wielu dni nie padało. Ludzie nie mieli co jeść. Zasmucone smoki postanowiły im pomóc – polecieć do Jadeitowego Cesarza i poprosić go o pomoc. Gdy dotarły do jego pałacu potężny władca właśnie ucztował. Był bardzo zajęty zabawą i nie w smak były mu smocze błagania. Wysłuchał jednak ich próśb i obiecał, że w wolnej chwili pomoże ludziom i ześle na ziemię deszcz. Jak to się skończyło? Jak myślicie, czy cesarz spełnił swoją obietnicę? Czy ludziom udało się ocaleć? Zajrzyjcie na stronę gdzie zamieszczona została w całości chińska bajka o smokach. Zapraszamy do lektury wszystkich bajek ze strony Znajdziecie wśród nich bajki terapeutyczne oraz bajki z morałem.
Kolejny raz udowodniliście, że dziecięca wyobraźnia nie zna granic! Ostatnio zachęcaliśmy naszych młodszych widzów do zilustrowania niezwykłej historii autor