Żeby było trudniej u Marcina zdiagnozowano słabą ruchliwość plemników. – Przecież nie będę się każdemu po kolei tłumaczył, że zwyczajnie nie możemy mieć dzieci. Udajemy, że ich nie chcemy. Potem Ewa bardzo to przeżywa. Ale może taki nasz los. Kochamy się, dogadujemy, podróżujemy. Każde z nas pracuje, każde się rozwija.

Zbigniew Wodecki zmarł niespodziewanie 22 maja 2017 roku. Jak wyglądało życie prywatne z tym szczególnym artystą? Jaki był, gdy schodził ze sceny? O tym na łamach magazynu "Viva!" opowiadała Katarzyna Zbigniew Wodecki został ojcem, miał zaledwie 21 lat. Był młody, dopiero stawiał pierwsze kroki na twórczej drodze. Jak wyglądała jego codzienność z małą Kasią, Pawłem i Joasią?„Zawsze biegaliśmy do przedpokoju w piżamkach, jak wracał z koncertów, taki rodzinny rytuał: żegnał się klaksonem, a witaliśmy go w progu. Natomiast nie było między nami więzi intelektualnej, tato miał dość czarne, ale błyskotliwe i ostre poczucie humoru, a my żadnego, byliśmy za mali. Kiedy dorośliśmy, staliśmy się dla taty partnerami do rozmowy, a nie tylko dziećmi” – na łamach magazynu „Viva!” wspominała Katarzyna byliśmy mali, to z pietyzmem – mama nas do tego przygotowała – hołubiliśmy momenty, kiedy tata siedział przy fortepianie i pisał, bo tata zawsze pisał partytury ołówkiem. Kilka razy przyjaciele próbowali namówić go na sprzęt elektroniczny, ale nie potrafił się przestawić. Musiał mieć duży papier nutowy i ołówki, które mu ostrzyliśmy. Kiedy siadał przy fortepianie, zamykało się drzwi – takie mieszczańskie, dwuskrzydłowe z mleczną szybą – i dzieci chodziły na paluszkach, bo parkiet skrzypiał, żeby nie przeszkadzać tatusiowi, który komponuje. Czasami oczywiście przemykaliśmy obok tych drzwi i zawsze widać było jego cień, bo fortepian stał zaraz za drzwiami: siedział zgarbiony, pracował. Jak miał wenę, to wsiąkał na długie godziny. A potem zawsze bardzo chciał to od razu Wodecka: „Tato miał ogromne poczucie humoru”Zbigniew Wodecki nie chciał, by jego dzieci poszły w tym samym kierunku. Wiedział, ile czasu i wyrzeczeń wymaga edukacja muzyczna. Koledzy kopali piłkę – on musiał ćwiczyć. Zależało mu, by jego dzieci miały beztroskie dzieciństwo. One jednak same zapragnęły chodzić do szkoły na Basztowej w Krakowie. Podobnie relacja była bardziej piedestałowa. Natomiast z naszymi dziećmi, czyli swoimi wnukami, których jest piątka, zbudował szalenie ciepłą, dotykową wręcz więź, lubił spędzać z nimi dużo czasu, zawsze chodził po nich do szkoły, do przedszkola, jak tylko wracał do Krakowa. Czasami nam to wręcz nie pasowało, mieliśmy inne zobowiązania: francuski, saksofon, balet. No ale jak tata przyjeżdżał, trzeba było wszystko rzucić, bo to nie był żaden argument, żeby nie pójść z dziadkiem na gorącą czekoladę. Życie było ważniejsze. I dzieciaki cieszyły się, jak je odbierał, bo przecież to superfajnie przejść się z dziadkiem przez Rynek. Tato też był zachwycony. Zbigniew Wodecki miał wielkie poczucie humoru. Lubił żartować i patrzeć na swoje życie z dystansem. Ale miał też swoje wymagania:On chciał, żebyśmy były damami. Nie kurami domowymi, tylko damami. Jego mama była damą, jego żona jest damą i my – jego córki – też mamy być damami. Nie chodzi o to, żeby zachowywać się pretensjonalnie, tylko nie robić pewnych rzeczy, które damie nie przystoją, choćby palić papierosy na żona, Krystyna Wodecka, wiedziała, jak żyć z artystą. Jak mówi jej córka Katarzyna, to właśnie dzięki mamie ich dom przetrwał. Z artystą nie można być 24 godziny na dobę, bo on ma inne potrzeby, inne wymagania, a przede wszystkim w każdym artyście jest sporo tego twórczego priorytetu czy egoizmu, który mu pomaga w karierze. Myślę, że moi rodzice wypracowali sobie znakomitą technikę wspólnego egzystowania, dlatego byli całe życie razem. Tata jechał na koncert, wracał, kilka dni spędzał w domu, znowu ruszał na koncert, wracał… w związku z tym nie dochodziło do kolizji z przemęczenia wielkim ego artysty w środowisku Wodecka-Stubbs przyznała, że nie potrafi przestać myśleć o o nim codziennie. Nie ma dnia, żebym nie czuła się bardzo związana z tatą. Nawet nie mam czasu na jakieś głębsze refleksje, albo raczej nie pozwalam sobie na nie.
Nie przyjechał na Kubę w interesach. Przebył całą tę drogę, żeby się z nią zobaczyć. Hawana, rok 1950. Jako córka jednej z najbogatszych rodzin na Kubie, uważana za najpiękniejszą dziewczynę w stolicy, Esmeralda wie, jak ważne jest, by dobrze wyszła za mąż.
Pozostałe • Masz ten produkt w swojej łazience. Kosztuje grosze a skutecznie zamaskuje rysy na meblach, • Jak przestać je¶ć słodycze? Kluczowa jest jedna zasada, • Julia Wieniawa pozuje w stroju k±pielowym za pół tysi±ca złotych. Ten model jest hitem, • Nauczycielka z Rosji skazana za wypowiedĽ o wojnie. Doniósł na ni± uczeń, • Była żona Putina czerpie ogromne korzy¶ci? Fundacja Walki z Korupcj± pokazuje dowody, • Naturalny sposób na czyste i mocne paznokcie. Kosztuje niecałe 1 zł, działa jak manicure japoński za 100 zł!, • Martyna Wojciechowska chwali Olę Żebrowsk±. "Dawno się tak nie ¶miałam", • Ten produkt z kuchni działa cuda. Ro¶liny rosn± po nim rewelacyjnie, • Ta¶ma do biustu robi furorę. Jak z niej korzystać?, • Pamiętacie Jadzię z serialu "Sami swoi"? "To było filigranowe blond bóstwo". Tę karierę przerwał wypadek, • Dodaj ten produkt do wody i umyj podłogę. Niezawodny sposób na błyszczące panele bez smug, • Życie Piotra Garlickiego nie było usłane różami. Ma na koncie dwa nieudane małżeństwa, • Dagmara KaĽmierska może być zachwycona. Conan wybrał imię dla syna, • Słyszysz to na randce? Ekspertka ostrzega. "Bardzo możliwe, że to kłamstwo", • Ubezpieczenie domu €“ co powinno zawierać?, • Włosy nisko- , ¶rednio- i wysokoporowate €” co to znaczy i czym się różni±?, • El Dursi cała na biało niczym nadmorska rusałka. Ten materiał jest hitem sezonu, • Walka w oktagonie to koniec Mai Staśko? Odpowiada: "Te zasięgi są warte ryzyka" [TYLKO U NAS], • Fenomenalny sposób na zieloną wodę w basenie bez użycia chemii. Wypróbuj i znów ciesz się kąpielą, • Insulinooporno¶ć na cateringu dietetycznym, czyli mój tydzień z Maczfit, Niektórzy rodzice nie mog± pogodzić się z wyprowadzk± swoich dzieci i cierpi± na syndrom opuszczonego gniazda. Z kolei innym zależy na tym, by ich pociechy jak najszybciej się usamodzielniły. Ta internautka należy do tej drugiej grupy. Jednak, gdy zapytała na forum, jak może zachęcić 20-letni± córkę do wyniesienia się z domu, spadła na ni± lawina dalej... Podobne. • M±ż od lat nie chce uprawiać z ni± seksu. "Twierdzi, że to wyimaginowany problem", Znalazł niemowlę w koszu na ¶mieci. Po pięciu latach chce zaadoptować chłopca, Kiedyś kiczowate, dziś każdy chce je mieć. To najmodniejsze wakacyjne paznokcie 2022!, Internauci krytykuj± nowy wizerunek Rutkowskiego. S± bezlito¶ni, Internauci dostrzegli na jej palcu pier¶cionek. Adriana Kalska wyja¶niła, Urodziła się z rzadkim schorzeniem. Internauci radz± jej, by amputowała rękę,
Późnym wieczorem zadzwoniłam do męża, który od roku pracuje w Anglii, i przedstawiłam mu problem. A on mi na to, że powinnam faceta poznać i nie uprzedzać się, w końcu między teściami też jest spora różnica wieku, a żyją razem już pięćdziesiąt lat. – Ale ja nie chcę, żeby Magda wychodziła za mąż! Ona ma się uczyć!
Lubię kolory. Nawet bardzo. Gdy wchodzę do sklepu, w którym aż kipi od różu i brokatu, to zaczynam się mocno zastanawiać, czy to na pewno dobry kolor dla dziewczynki. Według stereotypów kolor różowy przeznaczony jest dla dziewczynek, a niebieski dla chłopców. Podobnie jest z zabawkami. Lalki tylko dla dziewczynek, a samochody dla chłopców. A czy Wasze córki nie bawiły się nigdy autami? A synowie lalkami, czy kucykami Pony? CZAPKA: PIFPAF / BLUZA: MALISTORE / Robiąc zakupy dla naszych pociech nie musimy kierować się stereotypami. To już nie te czasy. Kiedyś naprawdę trzeba było się mocno nagimnastykować żeby znaleźć czarną bluzę, czy sukienkę. Pamiętam dobrze, jak jeszcze trzy lata temu biegałam po sklepach w poszukiwaniu zwykłej, czarnej bluzki. Znalezienie takiej było nie lada wyzwaniem. Dziś jest dużo łatwiej, choć po rozmowie z innymi mamami wiem, że nie jest to jeszcze takie proste, jakbyśmy chciały. Ku uciesze, na pomoc przychodzą nam polscy projektanci, którzy zaczynają dość prężnie wprowadzać kolor czarny do swoich kolekcji. Sieciówki pozostają w tyle. Choć i tak zauważyłam dużą poprawę. Przez pierwszy rok życia maluszka kolor nie ma znaczenia. Możemy je ubierać, jak chcemy. Tym bardziej że małe dziecko w każdym kolorze wygląda bosko. Dziecko nie zwraca uwagi, w co jest ubrane, a kolor nie ma najmniejszego znaczenia. Schody zaczynają się później. Kiedy pozwalamy dziecku decydować w sprawie koloru ubranka, jakie ma założyć. I jeśli podziela nasze upodobania, to jesteśmy szczęśliwi. Jeśli nie, to musimy zaakceptować wybór i pozwolić na zabawę kolorem. Dopóki rodzice nie zabraniają dziecku ubierać się na kolorowo i póki nie nakazują ubierania się tylko na czarno, to wszystko jest w porządku. Postanowiłam zbadać temat w sieci. Zapytałam znajome mamy, co myślą na temat ubierania dzieci na czarno. Większość odpowiedziała, że lubi. Że to kolor, który pasuje do wszystkiego. Że najlepiej z jakimiś kolorowymi dodatkami. Nie spotkałam się z negatywnymi komentarzami. Poszłam o krok dalej i przejrzałam różne fora. Znalazłam tam wiele pozytywnych opinii, jak i negatywnych. Oto niektóre z nich: Jakiś czas temu wstawiłam na naszym fanpage’u zdjęcie Lily ubranej na czarno, zaraz znalazł się ktoś z pytaniem „Dziecko w żałobie?”. Do cholery jasnej (albo ciemnej), czy ten kolor naprawdę zarezerwowany jest tylko na pogrzeby? No jasne, że nie! Czarny to kolor jak każdy inny. Z tym że trzeba go lubić i dobrze się w nim czuć. Jeśli nie lubimy pomarańczowego, czy różowego to nie założymy też takiego sweterka. I to jest normalne. Każda dziewczynka przechodzi tzw. okres różu. Czy nam się to podoba, czy też nie. Małe dziewczynki uwielbiają różowe sukienki, najlepiej rozkloszowane (wiecie takie, które się kręcą). Nastolatki powyciągane koszulki i podarte jeansy. Każda grupa wiekowa ma swój własny dress code. Jest to zupełnie naturalne. Moja córka sama przechodziła przez taki etap. Teraz wszystko wróciło do normy i nie ma już tych ochów i achów nad każdą różową rzeczą. Czekam teraz z uśmiechem na kolejny. 😉 Na stronie znaleźć można taki opis: „Pinkstinks to organizacja, która działa w imieniu rodziców i ich dzieci. Nasz cel to: inspirowanie dziewczynek, motywowanie ich i wzbudzanie ich entuzjazmu wobec możliwości i szans, jakie stoją przed nimi otworem; poprawa poczucia własnej wartości dziewcząt oraz ich wiary w siebie, rozwinięcie ich ambicji, a tym samym zwiększenie ich szans życiowych; sprzeciwienie się „kulturze różu” opartej na stawianiu piękna ponad rozumem i zapewnienie dzieciom alternatywy”. Po naszych doświadczeniach wiem, że nie jest to nic złego. Wiem, że dziecko jest tylko (albo AŻ) dzieckiem i trzeba pozwolić mu dokonywać wyborów. Czy zabronienie chłopcu zabawy różowym wózeczkiem dla lalek sprawi, że będzie bardziej męski? Odpowiedzcie sobie sami. Jednak martwi mnie zupełnie coś innego. Nie chodzi o zakładanie różowych, czy niebieskich ubrań… a o wpajanie dzieciom gotowych schematów. Wiecie, o czym mówię, prawda? Ten podział na chłopięce i dziewczęce. Przeczytałam u kogoś na blogu krótką historię. O tym, jak dziewczynka wróciła do domu ze szkoły zapłakana, bo koledzy śmiali się z jej niebieskich butów ( „Jesteś chłopakiem, to kolor dla chłopaków”.) Nieraz byłam świadkiem podobnych sytuacji. Sama też takich doświadczyłam. Często zdarza mi się kupować ubrania dla córki z działu chłopięcego (czasami to jedyny sposób, by uniknąć różowego) i niejednokrotnie usłyszałam „O, jaki ładny chłopczyk”. Nawet kilka dni temu, jak wracałyśmy z Lily z przedszkola, zaczepiła nas miła staruszka: – Ile masz lat? – Cztery. – To już duży jesteś. – Nie jestem chłopcem!!! Kolor różowy nie jest zarezerwowany dla dziewczynek, a niebieski dla chłopców. To w naszych głowach zakodowane mamy właśnie takie gotowe schematy przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przykład z ostatnich dni: Znajomej podczas wspólnych zakupów bardzo spodobała się błękitna koszula, na pozór wydawała się chłopięca… ale przy rękawach miała malutkie, różowe guziczki. Domyślacie się już pewnie, ze strach przed stereotypowymi zasadami nie pozwolił tej koszuli dla jej synka kupić. Podam jeszcze jeden przykład. Kiedyś w sklepie podsłuchałam rozmowę mamy z córką. Dziewczynce spodobała się granatowa bluzka ze złotym napisem i bardzo chciała ja zmierzyć. Na moje oko miała piec lat. I wiecie, co usłyszała? „Córeczko, nie żartuj. Przecież to jest kolor dla chłopaków. Zobacz tutaj jest z takim samym napisem” I podała jej różowa bluzkę z napisem „SWEET”. Zamykamy się na gotowe schematy. Ale czy warto? Źródłem takich zachowań są irracjonalne lęki rodziców lub ich poczucie wstydu, że dzieci zachowują sie „niewłaściwie”. Niestety zakorzenione w człowieku stereotypy są silniejsze i nie pozwalają na odstawanie od reszty. To jest właśnie dokładnie to, o czym pisałam wyżej. Dla rodziców niewłaściwe jest, gdy ich synek bawi się lalkami, bo to odbiera mu to chłopięcość? Bo w przyszłości zostanie gejem? Ludzie obudźcie się! Cieszy mnie fakt, ze wszystko powoli się zmienia. Powszechnie znane przekonanie, że różowy dla dziewczynek, a niebieski dla chłopców odejdzie do lamusa. Tak, jak kiedyś za pomocą projektantów mody odwróciło się przekonanie, że różowy jest dla chłopca, a niebieski dla dziewczynki. Bo było i tak. Przecież nie możemy oceniać płci przez pryzmat koloru. Trudno jest tu znaleźć złoty środek. Podążanie za moda, czy nietolerowane podziału kolorystycznego. Często w różnych dyskusjach na temat dzieci czytamy: „To moje dziecko i będę wychowywała je, jak chce. Ty zajmij się swoim”. I tak samo, zamiast oceniać i uczyć oceniania swoich dzieci poprzez pryzmat koloru, nauczmy ich patrzeć szerzej. To nie kolor jest ważny. Najważniejsi jesteśmy MY i nasze uczucia. To, co lubimy i co sprawia nam przyjemność. Nie stresujmy dzieci gotowymi schematami i tym, kim być powinni. Pozwólmy im zdecydować, jakie kolory polubią. Nauczmy akceptacji do rówieśników z ich upodobaniami. Bez względu na to, czy Jaś ma różową koszulkę, czy niebieską. Niech nasze dzieci potrafią szanować innych za to, kim są, a nie za to, w co są ubrani. To takie moje marzenie. Na koniec, dla rozluźnienia (mam nadzieję) tematu wróćmy do czarnego. Lubicie czarne ciuchy? Ubieracie tak swoje maluchy? Ja uważam, że czerń jest piękna, prosta i cudownie pasuje do wszystkiego. A dzieci w czerni są po prostu boskie. Zobaczcie, chociażby na zdjęcia niżej, które wyszukałam specjalnie na potrzeby tego wpisu. Czerń to taki kolor, który nigdy nie przestanie być modny i stylowy. Nawet szafie maluchów. PHOTO: NATALIE YOUNG outer: SHIHOSHI bottom: UNIQLO shoes: BLOCH / Pierrot Tee. Black, Kids. Clothing. Style. Girls. Little babies. GAP / WWW. See You at Playtime Paris ! We will show You our AW16 collection. Our stand is H01. / TOP: BIBIDREAMS / CENA: 20 ZŁ (40 ZŁ) / KIMONO KID / BLUZA: ZARA / BUTY: H&M / CZAPKA: HANDMADE/ TIPI / BABO BODY: H&M / Black Skirted Leotard – Toddler & Girls / WWW. Mini Me: Maia Leung Shows Us How To Rock The Season’s Most Playful Bags | Fendi Black Nappa Leather Micro Peekaboo / ARTYKUŁ: Descubre los mejores looks del asfalto en la Capital de la Moda. / ZARA / KURTKA BEJSBOLÓWKA / AKTUALNA KOLEKCJA / CENA: 89, 90 ZŁ This Burberry leather biker jacket is cut with fringing and a short straight silhouette. / RESERVED / PLECAK – WOREK / AKTUALNA KOLEKCJA / CENA: 29,90 ZŁ BLOUSE: MALISTORE / SKIRT: MALISTORE / CAP: PIFPAF / VOGUE MAGAZINE MANGO / BAWEŁNIANA KOSZULKA Z NAPISEM / AKTUALNA KOLEKCJA / CENA: 35,90 Because every girl needs to show just how regal she is !! glitter crown by PatkasKids on Etsy, $ ZAPISANE Z FASHION DIVA DESIGN / Sukienka SNOW QUEEN / LOOSE MOOSE / cena: 145,00 zł MANGO / KURTKA BIKER Z ĆWIEKAMI / AKTUALNA KOLEKCJA / CENA: 189,90 ZŁ
Kiedy wyszliśmy z mężem z przedszkola, powiedziałam, że musimy jeszcze iść do sklepu. Moja córka ucieszyła się, że kupię jej lalkę. Gdy tylko weszliśmy do supermarketu, zaczęło się… Córka zaczęła być kapryśna, sięgała po słodycze, krzyczała, płakała. Nie działały na nią moje słowa, że wszystko to mamy w domu.
Każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej, ale niestety wiąże się to czasem z przekładaniem na pociechy swoich ambicji. Nasza czytelniczka z Warszawy jest zawiedziona tym, że jej 19-letnia córka zrezygnowała z kierunku medycznego. Beata czuje wstyd, gdy koleżanki pytają przyszłość jej córki. "Jak ona mogła mi to zrobić?!" 45-letnia Beata zawsze marzyła o tym, aby zostać lekarką tak jak jej dziadek, ale życie jej się tak ułożyło, że nie mogła zrealizować ambitnego planu. Przez lata próbowała zarazić pasją do medycyny swoje dzieci. W przypadku syna jej się to udało, ale córka zdecydowała się na inną drogę życiową. Jestem po prostu załamana, bo nie tak wyobrażałam sobie przyszłość mojego dziecka. Wojtek jest na trzecim roku medycyny i jest naszą chlubą, ale Blanka wybrała kosmetologię... Jak ona mogła mi to zrobić? "Mąż nie odzywał się do niej trzy tygodnie" Beata bała się powiedzieć mężowi o decyzji ich córki. Waldek był przekonany, że młodsza córka także będzie kontynuować rodzinną tradycję. Waldek był załamany. On nawet nie zrobił Blance awantury tylko wyszedł z mieszkania i wrócił po godzinie. Widziałam, że jest zły, ale nie chciałam mu jeszcze dokładać i mówić, że nasza córka nie tylko chce iść na kosmetologię, ale chciałaby to zrobić w trybie zaocznym... Taki wstyd, naprawdę ciężko nam jest z tym wszystkim i liczymy, że Blanka w końcu zmądrzeje Czy naprawdę coś złego jest w tym, że dzieci wybierają sobie same ścieżkę edukacji? 15 dzieci, które myślą, że udało im się ukryć przed rodzicami. Ale urocze maluchy! Zobacz galerię! Źródło: Zobacz galerię 16 zdjęć
Еպፗչу շефիшεςΘвቂξէ ոбኬфуኟегу
Удрушеδесв оζеԵፂишωтоρех ዝե епрι
Три եՅиду ቶ
Ցирсችዊ каμ ኬθсотէձоЕроጸιхутሹп πуβըклэκ ኧу
Ե εφоցяፂУզагևрዳп φиպ
Nasz gość padł na fotel z trupiobladą twarzą i spotniałym czołem. – To nie kwalifikuje się do sądu – zamruczał. – Obawiam się, że nie, ale między nami, Windibank, ta sztuczka była niezmiernie okrutnym, egoistycznym i pozbawionym serca zachowaniem. Nigdy nie miałem do czynienia z czymś takim!
No i stało się. To nie koniec świata moja droga. Nawet jeśli byś chciała. W 50% z czarnym dzieckiem do domu nie wróci. Duża część Arabów ma bowiem dość jasną karnację. Kto wie, co z tego wyjść może. Jak z każdym innym facetem, może zostać wykorzystana, może być pokochana. Może być drogą do wizy, może stać się dla jednego mężczyzny najważniejszą osobą na świecie. Związek z Arabem niesie za sobą pewne niebezpieczeństwa. Trzeba być przygotowanym na kontakt z zupełnie inną niż europejska kulturą, z inną niż chrześcijaństwo religią, z zupełnie innym podejściem do życia. Być może trzeba będzie pewnego dnia zostawić rodzinę i przyjaciół, wyjechać do innego kraju, z pewnych rzeczy zrezygnować. Można matce serce złamać takim wyborem. Ale może i matka serce złamać córce swoją reakcją. Wcale nie mówię, żebyś zaufała temu obcemu mężczyźnie. Oddała mu swą córkę i uśmiechnięta pomachała na pożegnanie, gdy będzie ją zabierał do swojego kraju. Zaufaj jednak swojej córce. Rozumiem, że dziecko własne chce się chronić jak tylko się da, ale trzeba mu też pozwolić żyć. Pamiętaj, że jeśli staniesz na drodze zakochanej dziewczynie ona Cię zwyczajnie ominie. Nie masz takiej władzy nad pełnoletnią córką by ją zatrzymać. Warto więc być przy niej. Pozwolić mówić, słuchać, pytać, a przede wszystkim poznawać i służyć radą. Zdarza się rzeczywiście, że Arab taki, jeden czy drugi, żonę uderzy, że dzieci zabierze, że zabroni żonie kontaktu z mężczyznami, a sam będzie skakał w bok każdego wieczoru z inną. Zdarza się też jednak, że Arab ten uczyni swoją kobietę najszczęśliwszą na świecie, że stworzy z nią rodzinę, z której wyrosną szczęśliwe dzieci. Polak, Arab, gdy kochają, tyle samo szczęścia dają. Chociaż, czy aby na pewno? Read more articles Od sierpnia 2011 mieszkam w Egipcie, który wciąż potrafi mnie zaskoczyć, o czym chętnie piszę. Współpracuję z biurem podróży oferującym wycieczki fakulatatywne z Hurghady i Marsa Alam - El Sahel Travel. Jestem mamą dwóch półegipskich synów, byłą żoną Egipcjanina.
Nalegaliśmy z mężem, aby córka jednak rozwiodła się. Mówiłam jej tysiące razy, że naprawdę jestem w stanie porozmawiać z jej teściową i wyjaśnić całą sytuację. No bo przecież to niemożliwe, żeby Agata nie wiedziała, co się dzieje dookoła niej, że moja córka, mieszkając pod jednym dachem z tym potworem, jest naprawdę
# salted RMF FM Dostęp zabroniony
Według niego to konieczne, jest mu zwyczajnie szkoda matki. Staram się sama jak mogę pomagać młodym. Córka milczy, nie wypowiada się na temat tej sytuacji. Boi się. Sama postanowiłam wybrać się do tej kobiety. Myślałam, że pogadamy normalnie, jak ludzie. Wydawało mi się, że może obudzę w niej jakieś sumienie. Wrócę, gdy będziesz spała Rozmowy z dziećmi Holocaustu Premiera 7 października 2020 Kup książkę 37,90 zł 31,84 zł Wydanie II・Okładka miękka, ze skrzydełkami Kup e-book 29,90 zł 23,92 zł Wrócę, gdy będziesz spała・Wydanie I・MOBI, EPUB Dostawa od: Kurier 11,79 zł paczkomat 9,99 zł poczta 10,30 zł odbiór osobisty (Warszawa) 0 zł pliki 0 zł Fanni podała cyjanek swojemu synowi Jurkowi. Mama Biety, dziewczynki urodzonej w warszawskim getcie, uśpiła ją luminalem, umieściła w drewnianej skrzynce i w ten sposób przemyciła na aryjską stronę. Do skrzynki włożyła jeszcze srebrną łyżeczkę z wygrawerowanym imieniem i datą urodzin. Inna matka w czasie likwidacji łódzkiego getta zażyła cyjanek, a córkę wyrzuciła za okno – miała tylko jedną porcję trucizny. Dziewczynka przeżyła, bo spódniczką zahaczyła o latarnię. Hanę trzy razy ratowała służąca rodziców, Zosia. Potem, gdy dobrze sytuowani krewni chcieli wziąć Hanę do siebie, nie potrafiła porzucić polskiej matki. Patrycja Dołowy wydobywa – bo kopanie w takich wspomnieniach to ciężka praca – historie żydowskich matek, które by ratować swoje dzieci, stawały przed tragicznymi wyborami, przybranych matek, które nie zawsze potrafiły rozstać się z ocalonymi dziećmi, i dzieci, często już na zawsze rozdartych pomiędzy dwiema tożsamościami, dwiema rodzinami, między poczuciem winy, wdzięcznością i żalem. Ta książka jest o szczęściu w nieszczęściu. Autorka przynosi nam historie ludzi, którzy żyją, bo ponad siedemdziesiąt lat temu zostali obdarowani drugą mamą. Patrycja Dołowy zabrała mnie w najgłębsze rewiry samotności i opuszczenia, ale nie porzuciła na dnie – dała szansę wynurzenia się, ale już w zupełnie innym miejscu. O tym jest ta książka, o bolesnych wyborach, o dramatycznych rozstaniach, o cudzie przeżycia, o tragedii poszukiwania własnej tożsamości. O matkach, dzieciach, opiekunach. Patrycja Dołowy dotyka tabu macierzyństwa w czasach Zagłady. To delikatna jak puch materia o dużym ciężarze gatunkowym. Możemy tylko słuchać i milczeć. Bycie matką to zadanie niełatwe. Bycie matką w trakcie wojny to podwójny trud. Bycie żydowską matką w czasie II wojny światowej oznaczało dokonywanie wyborów, których nigdy nie można było zakwalifikować jako bezsprzecznie słusznych. Historie, każda inna, złożona i niejednoznaczna moralnie, ukazują, jak wiele trzeba było wysiłku, wytrwałości, ale przede wszystkim wielu szczęśliwych zbiegów okoliczności, by uratować siebie i swoich najbliższych. Mówią też o tym, co było dalej – o życiu z podjętymi wyborami. Do czytania książki Dołowy potrzeba dużo odwagi. Dołowy udowadnia, że w czasie ludobójstwa los dzieci okazuje się bez porównania gorszy niż okupacyjne losy dorosłych. [...] Dorośli ocalali z Zagłady znajdują w szczęśliwym dzieciństwie punkt oparcia, który pozwala im przepracować doświadczenia ukrywania, przemocy, zagrożenia i denuncjacji. Przeczytaj fragment Pobierz okładkę Kategoria: Literatura faktu Seria wydawnicza: Poza serią Projekt okładki: Mroux Rodzaj okładki: Okładka miękka, ze skrzydełkami Wymiary: 133 mm × 215 mm Liczba stron: 296 ISBN: 978-83-8191-086-6 Cena okładkowa: 37,90 zł Data publikacji: 7 października 2020 Wydanie I Zobacz wszystkie Inni klienci kupili również: Wstecz Dalej Anna Wylegała Był dwór, nie ma dworu Art Davidson Minus 100 stopni Agnieszka Pajączkowska Wędrowny zakład fotograficzny Siddhartha Mukherjee Cesarz wszech chorób Filip Springer Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz Translations in context of "mu córka" in Polish-English from Reverso Context: Pan Haas mówi, że przyszedł odebrać pieniądze, które wisiała mu córka.
Rachel, młoda Żydówka, nie wierzy w żadnego Boga. To jedzenie daje jej ukojenie i pocieszenie, zaspokaja potrzebę rytuału. Dziewczyna dokładnie wie, ile kalorii ma jej ulubiony batonik, a wolny czas upływa jej na fantazjach o potrawach, których nie je ze strachu przed dodatkowymi kilogramami i utratą kontroli. W to uporządkowane, pełne nakazów i zakazów życie wkracza ortodoksyjna Żydówka Miriam. Rachel z zaskoczeniem odkrywa, że to właśnie ona, mimo dużej nadwagi i – zdawałoby się – krępujących więzów wiary, potrafi czerpać przyjemność z ciała. Jest pewna siebie, nie odmawia sobie jedzenia ani alkoholu, pali papierosy. Ma tylko jedną, najważniejszą zasadę, której nie wolno jej złamać: nie może związać się z kobietą. Mleko i głód to prowokacyjna, odważna powieść o naszych pragnieniach i potrzebach. Melissa Broder bezpruderyjnie pisze o pożądaniu, apetycie i seksie, całość doprawiając sarkazmem i licznymi odniesieniami do kultury i religii. To także ważny głos we wciąż aktualnej dyskusji o kobiecych ciałach, zmieniającym się kanonie piękna i o tym, ile jesteśmy w stanie poświęcić, by czuć się akceptowani przez otoczenie. To powieść, którą napisało ciało. Ciało kobiety. To opowieść o jego nienasyconym pragnieniu. Bezpieczeństwa, akceptacji, ukojenia, opieki, podniecenia. O pragnieniu, które jest przez kobietę w tym ciele ograniczane, tresowane, tłamszone, wypierane, pogardzane, wyśmiewane. Broder pokazuje, że żyjemy w świecie, w którym odżywianie swojego ciała czułością i przyjemnością jest postrzegane jako eksces, coś nieprzyzwoitego. Matka nie karmi córki, córka nie umie karmić siebie. Z tej sztafety cierpienia może nas wyzwolić tylko zrozumienie, że zasługujemy na miłość – bez wstydu, pruderii, bez warunkowania, bez poczucia winy. Melissa Broder w zmysłowy, bezkompromisowy sposób pokazuje, że żyjemy wcielonym życiem. Co się stanie, gdy niewierząca Żydówka cierpiąca na anoreksję zakocha się w dziewczynie z ortodoksyjnej rodziny, która je, co chce i ile chce? W tej książce nic nie jest oczywiste. Pożądanie i głód, apetyt i rozkosz, opresja i wolność przeplatają się i mieszają. Spomiędzy nich wyłania się historia o odzyskiwaniu siebie: bezwstydna, zmysłowa, pełna smutku i humoru. Porywająca, przesycona czarnym humorem książka Melissy Broder to kolejne studium kobiecego apetytu […]. Najbardziej erotyczne, czułe i romantyczne fragmenty tej wyjątkowej powieści mówią o jedzeniu. „Mleko i głód” to błyskotliwa, zmysłowa komedia poświęcona nie tyle niedostatkom ciała, ile radości, która z niego płynie, okraszona sporą dawką bezpruderyjnych scen seksu […]. Zabawny, romans o transgresyjnym pożądaniu i bitej śmietanie Mleko, macierzyństwo, jedzenie, wiara, seks i pożądanie splatają się w kłębowisko archetypów, podanych z sarkazmem i typowym dla milenialsów przymrużeniem oka. Dla niektórych „Mleko i głód” okaże się nie do przełknięcia – uznają, że to książka zbyt drobiazgowa w opisach seksu, zbyt wulgarna, zbyt egotyczna – innych zaś taka obfitość zachwyci. Broder to pisarka śmiała, mądra i cudownie nieprzyzwoita. Uchwyciła całą lepką słodycz, owo rozkoszne napięcie między tęsknotą a nasyceniem. Smutny, zabawny romans o tym, jak pozwolić sobie pragnąć tego, czego się pragnie. [Autorka] odważnie kwestionuje kobiece uwielbienie chudości i pogardę dla tłuszczu, dochodząc przy tym do nowych wniosków. Cudownie zabawna afirmacja ciała. Ekscytująca opowieść o głodzie, pożądaniu, wierze, rodzinie i miłości. Smakowita refleksja na temat fizycznego i emocjonalnego głodu […] niepowtarzalny styl Broder łączy się z opowieściami o świecie kalorii i seksu, tworząc bogate nadzienie otoczone doskonale wypieczoną fabułą. Pełna seksu, a jednocześnie głęboko smutna […]. W powieści „Mleko i głód” splatają się w jedno wątki wiary, głodu, queerowości, pożądania i samotności […]. Autorka »Mleka i głodu«, Amerykanka Melissa Broder, zaczynała karierę anonimowo na Twitterze. A dziś doceniana przez krytykę i czytelników ze swadą pisze o jedzeniu, seksie i wierze – i nie boi się tego łączyć. I wreszcie, jest to opowieść o odnajdywaniu siebie, o przekraczaniu własnych granic, o próbie odnalezienia szczęścia w tych najdrobniejszych momentach życia. Tylko jak odnaleźć radość, czując tak przejmującą nienawiść do samej siebie? Rachel walczy ze sobą, ze swoimi demonami, a wraz z nią walczą czytelnicy, którzy wszystkie te emocje targające kobietą potrafią wyczuć i zrozumieć. U Broder znajdziemy to co najlepsze w żydowsko - amerykańskiej powieści, i dodatkowo z ładunkiem wybuchowym kobiecej seksualności. I jest to też opowieść o tym, co z tym głodem i brakiem wspierającej matki można zrobić. Przeczytaj fragment Pobierz okładkę Seria wydawnicza: Powieści Tłumaczenie: Kaja Gucio Projekt okładki: Jaya Miceli Data publikacji: 13 lipca 2022 Wymiary: 125 mm × 205 mm Liczba stron: 336 ISBN: 978-83-8191-501-4 Cena okładkowa: 44,90 zł ISBN: 978-83-8191-539-7 Cena okładkowa: 35,90 zł

Książka Córka prezydenta autorstwa Clinton Bill, Patterson James, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 37,42 zł. Przeczytaj recenzję Córka prezydenta. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!

fot. Adobe Stock, Wszyscy moi znajomi przeklinają koronawirusa. Narzekają ze zbolałymi minami, że przez pandemię zawalił im się świat. Gdy to słyszę, kiwam głową ze zrozumieniem, wzdycham, ale w duszy uśmiecham się od ucha do ucha. Bo moje życie też się odmieniło. Tyle że… na lepsze. Jak żyłam przed pandemią? W ciągłym biegu. Choć sama wychowywałam pięcioletnią córeczkę, najważniejsze dla mnie były firma i praca. Każdy dzień był taki sam. Zrywałam się bladym świtem, zmęczona i niewyspana. Już od dawna nie przerażała mnie moja ziemista twarz w lustrze ani zapuchnięte powieki. Wpuszczałam krople do oczu, kładłam na twarz grubą warstwę pudru, wypijałam na stojąco wielki kubek mocnej kawy, wrzucałam komórkę do torby i pędziłam do pracy. Nie mogłam się spóźnić, wszędzie już byłam poumawiana: urząd skarbowy, bank, rozmowa z wykonawcami, spotkanie z kolejnym potem jeszcze coś. I tak w kółko. Gdzieś w ciągu dnia przypominałam sobie, że znowu nie widziałam swojej Malwinki! Coraz częściej mi się to zdarzało. Kiedy przychodziłam z pracy, ona już spała. Kiedy wychodziłam, jeszcze się nie obudziła… Moją córką zajmowała się opiekunka, pani Stefania. To ona robiła jej śniadanie, odprowadzała do przedszkola, a potem ją stamtąd odbierała. To ona dawała jej kolację, szła na spacer albo na rolki. Wreszcie to opiekunka kładła małą do łóżka i czytała na dobranoc. Ja przecież musiałam zapewnić nam byt. Kiedy niedługo po narodzinach córki zostawił mnie mąż, obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by nasze życie było dostatnie. I dotrzymywałam słowa. Córeczka miała firmowe zabawki, ubrania, najnowsze gadżety. Rozpierała mnie duma! A że byłam matką kochającą tylko przez telefon? Nie można mieć wszystkiego. Czasem udawało mi się wrócić wcześniej do domu. Malwinka, jeszcze wtedy młodsza, była taka szczęśliwa. Przybiegała do mnie, pokazywała rysunki, opowiadała, co przydarzyło jej się w ciągu dnia. A ja? Zamiast ją przytulić, poświęcić jej czas, wysłuchać, opędzałam się od niej jak od natrętnej muchy: „daj mi spokój”, „jestem zmęczona”, „chcę choć przez chwilę odpocząć”, „później się tobą zajmę”. Tyle że tego „później” najczęściej nie było. I nawet nie zauważyłam, kiedy moje dziecko zaczęło schodzić mi z drogi. Nie sądziłam, że to coś złego. Ba, cieszyłam się, że mam córkę, która rozumie, że mama potrzebuje spokoju i, jeśli nie zawoła, nie należy jej przeszkadzać. Jaka byłam głupia… No a potem pojawił się wirus. Nie przejęłam się tym specjalnie. Byłam pewna, że to coś w rodzaju grypy. Przyjdzie, narobi trochę zamieszania i zniknie. Zresztą szykowałam się wtedy do ważnych targów branżowych, na których, jak sądziłam, moja firma osiągnie wielki sukces, więc nie miałam czasu zaprzątać sobie głowy jakimś wirusem. Ale on nie odpuszczał. Z mediów zaczęły dochodzić coraz bardziej przerażające wieści, wprowadzano kolejne ograniczenia. A ja, zamiast pracować, spotykać się z klientami, szykować się do targów – które i tak zostały odwołane – zawiesiłam działalność firmy i zamknęłam się w domu z Malwinką. Nie miałam innego wyjścia. Pani Stefania oświadczyła, że dopóki pandemia się nie skończy, rezygnuje z pracy opiekunki. Byłam zła, bo planowałam pracować przez internet, ale w sumie wcale jej się nie dziwiłam. Miała już swoje lata, a wszędzie się słyszało, że choroba jest śmiertelnie niebezpieczna, zwłaszcza dla ludzi starszych. Rozumiałam więc, że chce się zamknąć w czterech ścianach. Na pożegnanie powiedziała tylko, że gdyby coś, to żebym do niej dzwoniła. O każdej porze dnia i nocy. Nie wiedziałam, o co jej chodzi z tym „cosiem”, ale się nie dopytywałam. Miałam przecież inny problem – musiałam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Córka nauczyła się schodzić mi z drogi Początki były bardzo trudne. Nie miałam pojęcia, co robić. Chodziłam z kąta w kąt i użalałam się nad sobą. Tęskniłam za pracą, codzienną gonitwą, spotkaniami. Zastanawiałam się, czy uda mi się uratować firmę, którą z takim mozołem tworzyłam. Ale wyobraźnia podpowiadała mi tylko czarne scenariusze. Byłam tak rozżalona, że prawie w ogóle nie myślałam o córce. Owszem, przygotowywałam jej posiłki, pomagałam się ubrać, chwilę z nią porozmawiałam, ale potem wysyłałam do dziecięcego pokoju. Nie chciałam, żeby mi przeszkadzała. Miałam przecież tyle ważnych spraw do przemyślenia i załatwienia. Nawet nie protestowała. Przyzwyczaiła się do tego, że ma mi schodzić z drogi. Więc schodziła. Oglądała bajki, bawiła się lalkami, rysowała. I całe szczęście, bo gdyby zawracała mi głowę, to by mnie chyba szlag trafił Dziś wiem, że byłam okropną matką. Ale wtedy naprawdę nie zdawałam sobie z tego sprawy. Przecież wszyscy moi znajomi gonili za sukcesem i pieniędzmi. Sądziłam, że tak właśnie trzeba, że na tym polega życie. Minął pierwszy dzień izolacji, potem drugi i kolejne, a czarne myśli mnie nie opuszczały. Ba, stały się jeszcze intensywniejsze i mroczniejsze. Media trąbiły o wielkim kryzysie, bankructwach, bezrobociu… W pewnym momencie zrobiło mi się tak źle na duszy, że się rozpłakałam. Szlochałam tak głośno, aż Malwinka usłyszała. Wyszła ze swojego pokoju i stanęła blisko mnie. – Mamusiu, dlaczego płaczesz? Jest ci smutno? – zapytała cicho. – Trochę – otarłam łzy. – A dlaczego? – wpatrywała się we mnie. – Bo już nie wiem, co robić. Jesteś jeszcze za mała, by to zrozumieć – wykrztusiłam. Zastanawiała się przez chwilę. – To może się razem pobawimy, w moim pokoju? – wypaliła – Pobawimy? Dziecko, o czym ty mówisz?! Nie mam teraz głowy do zabawy! – odburknęłam. – To wolisz płakać? – nie odpuszczała. – No nie, ale… – No właśnie! – przerwała mi. – Ciocia Stefa mówi, że jak komuś jest smutno, to powinien zrobić coś takiego, żeby zrobiło mu się wesoło. A zabawa jest wesoła! – To nie jest takie proste… – A właśnie, że jest. Zresztą sama zobaczysz! – zakrzyknęła i zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, złapała mnie za rękę i pociągnęła do swojego pokoju. Byłam tak zaskoczona, że poszłam za nią bez słowa sprzeciwu. Chwilę później przebierałam z nią lalki i misie, urządzając pokaz mody. A potem grałam w planszówkę. I wiecie co? Naprawdę poczułam się lepiej. Czarne myśli oczywiście później wróciły, ale chyba nie były już tak mroczne jak wcześniej. Pewnie myślicie, że te kilka godzin spędzonych na zabawie z córką sprawiły, że otworzyły mi się oczy. Od razu doznałam olśnienia, zrozumiałam, że praca i pieniądze to nie wszystko. Że przede wszystkim powinnam być matką. Okazać dziecku zainteresowanie i miłość. Nic z tego! Musiało minąć jeszcze sporo czasu, zanim to do mnie dotarło. Zresztą na początku czułam się trochę bezradna i zawstydzona. Uświadomiłam sobie, że właściwie nie znam swojego dziecka. Nie wiem, co lubi, o czym mam z nią rozmawiać, w co się bawić. Teraz pojęłam, co miała na myśli pani Stefania, mówiąc, że gdyby coś, to żebym dzwoniła. Wiedziała, że się pogubię. Kiedy więc Malwinka szła spać lub była zajęta oglądaniem bajek, zamykałam się w sypialni i dzwoniłam do pani Stefy. Pytałam, radziłam się. O ona odpowiadała mi cierpliwie. Kochana, mądra pani Stefania. Nie wiem, co bym zrobiła bez jej pomocy. W końcu przejrzałam na oczy Buszowałam też w internecie. Ale wcale nie po to, by szukać ratunku dla firmy. Szukałam pomysłów na wspólną zabawę z dzieckiem, rozmawiałam na czatach z innymi rodzicami. I z ogromną ulgą odkryłam, że nie tylko ja czuję się bezradna, że inni także rwą sobie włosy z głowy, bo nie wiedzą, czym zająć swoje pociechy. I jak w tym wszystkim znaleźć czas na pracę i codzienne obowiązki. Wymienialiśmy się doświadczeniami i pomysłami. Podtrzymywaliśmy się na duchu. Możecie mi wierzyć lub nie, ale dzięki tej pandemii nawiązałam wiele nowych znajomości. I odnowiłam dawne kontakty. Wcześniej nie miałam na to czasu, bo przecież praca, praca i praca. A teraz odkryłam, że istnieje też inny świat i inne powody do radości. Jednym z nich był czas spędzony z dzieckiem. Oczywiście nadal martwiłam się o przyszłość, firmę, kontaktowałam się przez internet ze współpracownikami, klientami, ale nie poświęcałam temu całego czasu. W pewnym momencie tłumaczyłam, że muszę zająć się Malwinką, i wyłączałam laptop. Najciekawsze było to, że robiłam to bez najmniejszego żalu. Ludzie, którzy mnie znali, nie mogli uwierzyć, że tak zmieniły mi się priorytety. Jedna z moich podwładnych zapytała nawet, czy aby na pewno dobrze się czuję, czy nie mam gorączki. Odparłam, że przeciwnie, i zaśmiałam się pod nosem. Prawdę mówiąc, sama nie mogłam uwierzyć w to, co robię. Gdyby przed pandemią ktoś mi powiedział, że oderwę się od pracy, żeby układać z córką zamek z poduszek lub bawić się w ciuciubabkę, popukałabym się znacząco w głowę. Moje wysiłki przyniosły efekty Córeczka, początkowo trochę nieufna i jakby zdziwiona, że codziennie znajduję dla niej czas, też się zmieniła. Już nie uciekała do swojego pokoju. Bez strachu, że ją zganię lub odpędzę, opowiadała mi o swoich przeżyciach, strachach, radościach. Gadała jak najęta, nawet nie musiałam pytać. I coraz częściej się do mnie uśmiechała. Mówiła, że mnie kocha. Była jak promyczek słońca rozświetlający czarne chmury, które zbierały się nad moją głową. Dzień po dniu coraz lepiej poznawałam swoje dziecko i czerpałam siłę i radość z tego, że jesteśmy razem. Żaden wielki kontrakt, żadne zarobione pieniądze, żaden sukces nie sprawiły mi tyle radości. Któregoś wieczoru powiedziałam o tym Malwince. Byłam przekonana, że się ucieszy. Zarzuci mi rączki na szyję i powie, że jestem najwspanialszą mamą na świecie. Tymczasem ona posmutniała. – Co się stało? Dlaczego jesteś taka markotna? – zapytałam zdziwiona. – Bo… Bo się bardzo boję – wykrztusiła. – Czego? – Że ten wirus niedługo zniknie. – Że co? Jak to się boisz? To chyba dobrze, że zniknie! Wszyscy na to czekają. Na całym świecie. – Ja nie! – Dlaczego?! – Bo wtedy ty znowu będziesz tylko pracować i pracować. Od rana do wieczora. A ja tego nie chcę! Chcę, żeby było tak jak teraz! Dobrze! – rozpłakała się. To chyba wtedy dotarło do mnie ostatecznie, że wcześniej bardzo krzywdziłam swoją córeczkę. Że w tym całym zawodowym pędzie za bardzo się od niej oddaliłam. I tak wiele przez to straciłam. Najgorsze było to, że gdyby nie wirus, pewnie nigdy bym sobie tego nie uświadomiła. Tamtego wieczoru długo rozmawiałam z Malwinką. Nie oszukiwałam jej, nie obiecywałam, że jak pandemia się skończy, to nadal będziemy całe dnie spędzać razem na zabawie i przyjemnościach. Wytłumaczyłam jej, że to niemożliwe, że tak jak dawniej będę musiała wychodzić do pracy, żeby zarobić na chleb i coś do chleba. I że znowu będzie się nią opiekować pani Stefania. Przyrzekłam jednak, że to ja rano będę ją budzić, robić śniadanie, odwozić to przedszkola. To ja wieczorem bedę jej czytać bajki i układać do snu. I zawsze znajdę czas, żeby się z nią pobawić, wysłuchać. – Może tak być? – zapytałam na koniec. – A naprawdę dotrzymasz słowa? – spojrzała na mnie skupiona. – Przysięgam! – podniosłam uroczyście dwa palce. – No dobrze, zgadzam się. Przecież nie jestem już maluchem. Wiem, że dorośli muszą pracować. I chętnie spotkam się znowu z ciocią Stefą. Lubię ją. Jak babcię – uśmiechnęła się. Widząc uśmiech i szczęście w oczach córeczki, poprosiłam w duchu o jedno: że gdybym w przyszłości zapomniała o przyrzeczeniu, które dałam swojemu dziecku, i próbowała wrócić do dawnych zwyczajów, to żebym natychmiast dostała jakieś ostrzeżenie. Uderzenie pioruna w pobliżu, plaga karaluchów w domu albo coś w tym rodzaju. Dość już czasu straciłam na mniej ważne sprawy. Nie chcę drugi raz popełnić tego samego błędu. Czytaj także:„Córka miała uratować nasze małżeństwo, a tylko pogorszyła sprawę. Kocham ją, ale żałuję, że przyszła na świat”„Mąż nie tylko konsekwentnie mnie zdradzał, lecz także zmuszał do trwania w tej farsie. Owinął mnie wokół palca”„Teściowa zrobiła sobie z mojego domu hotel. Całymi dniami musiałam jej sprzątać i gotować, a i tak robię to źle” .
  • t2j7wbvr13.pages.dev/791
  • t2j7wbvr13.pages.dev/724
  • t2j7wbvr13.pages.dev/204
  • t2j7wbvr13.pages.dev/819
  • t2j7wbvr13.pages.dev/583
  • t2j7wbvr13.pages.dev/41
  • t2j7wbvr13.pages.dev/904
  • t2j7wbvr13.pages.dev/967
  • t2j7wbvr13.pages.dev/625
  • t2j7wbvr13.pages.dev/571
  • t2j7wbvr13.pages.dev/769
  • t2j7wbvr13.pages.dev/595
  • t2j7wbvr13.pages.dev/215
  • t2j7wbvr13.pages.dev/109
  • t2j7wbvr13.pages.dev/897
  • żeby mu się córka z czarnym